Przypadek odpowiednio upozorowany
W komisariacie, na terenie którego urzędowałem w grudniu r. z. zameldowano o dokonaniu kradzieży gotówki 9800 zł. Tak z protokółu zameldowania poszkodowanej, żony adwokata, jak i oświadczenia służącej nie można było ustalić, w jakich okolicznościach dokonano kradzieży.
Wobec tego dla przeprowadzenia dochodzenia delegowałem na miejsce kradzieży jednego ze zdolniejszych wywiadowców. Ten stwierdził, że kradzieży dokonano w godzinach 11 — 13 w czasie nieobecności domowników. Drzwi wejściowe frontowe zostały otworzone na t. zw. „pasówkę", jak zresztą wszystkie inne zamki szuflad, szaf, biurek itp. Nigdzie nie było śladu włamania. Wynikało z tego, że zamki otwierano kluczami dopasowanymi. Ze specjalnej kasetki, umieszczonej w szufladzie biurka skradziono gotówką 9800 zł. W mieszkaniu panował nieład. Wszystkie rzeczy były porozrzucane, bardziej zaś wartościowe zapakowane w toboły i przygotowane do wyniesienia.
Przy bliższych jednak oględzinach, wywiadowca zauważył leżącą w miejscu zupełnie widocznym na toalecie dość drogą biżuterie, a poza tym w szufladach biurka złoty męski zegarek, złotą papierośnice oraz plik akcji, co razem przedstawiało wartość około 7000 zł.
Tak z oględzin jak i z przepytywań dokonanych na miejscu wynikało, że kradzieży nie dokonali przestępcy zawodowi, a ktoś z domowników. Przesłuchiwana poszkodowana nie umiała dać żadnych wskazówek, które by mogły naprowadzić policje na ślad. Kiedy wywiadowca powziął podejrzenie co do służącej, poszkodowana dała o niej jak najlepszą opinie, zapewniając przy tym, że wyklucza nawet możliwość współudziału jej w kradzieży.
Wywiadowca, przeszukując w dalszym ciągu różne kąty i zakamarki mieszkania, trafił do pokoju służbowego służącej. Korzystając z jej nieobecności, gdyż zajęta była rozmową z policjantem asystującym przy rewizji, dokonał penetracji walizki, lecz zdawałoby się nie znalazł w nie nic takiego co mogłoby przyczynić się do wyświetlenia kradzieży. Zwrócił jednak uwagę na znajdującą się w walizce fotografie służącej z jakimś młodym mężczyzną. Na odwrotnej stronie fotografii widniał napis „Frani—Janek". Fotografie te wywiadowca zatrzymał przy sobie i nic nie mówiąc, powrócił do pokoju, w którym pozostawił poszkodowaną ze służącą i policjantem. Tu po dokonaniu jeszcze różnych formalności urzędowanie przerwał.
Udając się do komisariatu, zabrał ze sobą służącą, którą poddał szczegółowemu badaniu. Do kradzieży gotówki nie przyznała się. W pewnym momencie z ust wywiadowcy padło pytanie: „Co się dzieje z pani Jankiem — gdzie on obecnie przebywa"? Zaskoczona tym dziewczyna zbladła, zaczęła coś mamrotać i sprawiała wrażenie półprzytomnej. Wreszcie zaczęła dawać wyjaśnienia tak nielogiczne, że to utwierdziło wywiadowcę w podejrzeniu, iż sprawcą kradzieży jest nie kto inny tylko „Janek”. Wobec jednak odmowy z jej strony podania nazwiska i adresu „Janka”, musiał przerwać badania, osadzając ją czasowo w areszcie komisariatu. Po kilku godzinach wywiadowca wznowił badania, skutek jednak był ten sam — odmówiła wszelkich zeznań. Ponieważ zaś uparcie odmawiała ich w czasie kilkakrotnych dalszych badań, wywiadowca jej wiec oświadczył: „Po co ta krętanina? — Janek jest zatrzymany i wszystko już powiedział" — oraz okazał przy tym fotografie rzekomo odebraną od niego.
Skutek tego był piorunujący. Służąca zupełnie zrezygnowana i złamana przyznała się do popełnienia kradzieży, podała też dokładny adres, nazwisko i zajęcie .Janka", oświadczając, że jest to jej narzeczony oraz prosiła, aby mecenasowej nic nie mówić. Wywiadowca udał się pod wskazany adres, odnalazł jej narzeczonego, dokonał szczegółowej rewizji, lecz gotówki tam nie odnalazł. W kieszeni jednak marynarki znalazł pęk różnych kluczy, które — jak oświadczył rewidowany — dostał od narzeczonej do przechowania. Oświadczył też, że narzeczona wręczyła mu małą ręczną walizkę zamkniętą na klucz, prosząc, aby pozostawił ją u krawca Żyda na ulicy B., gdzie dość często odnosiła ubrania adwokata do odświeżenia. Po odbiór jej miała się zgłosić osobiście nazajutrz. Wywiadowca udał się wraz z .Jankiem" do krawca. Tam ujawnił swój charakter urzędowy i zażądał zwrotu walizki. Tak krawca jak i narzeczonego służącej doprowadzono do komisariatu. Po otwarciu walizki, której dokonano w obecności poszkodowanej i służącej, znaleziono całą zawartość gotówki oraz wiele cennych drobiazgów.
W ten sposób uporczywe i wnikliwe badania, przy umiejętnym wykorzystaniu w odpowiednim momencie tak mało na pozór znaczącego przedmiotu jak fotografia, przyczyniło się do wyświetlenia prawdy.
Źródło: „Na Posterunku”, nr 35/1938, podkomisarz P. P. Stanisław Kaczmarek, zdj. NAC