Aktualności

Niezwykła przygoda cz. 2

Data publikacji 23.12.2021

W umyśle nieszczęsnego klienta rodzić się poczęły szybko zbawcze projekty — niestety — bez możności realnego wykonania. Cóż bowiem miał począć okręcony prześcieradłem i usadowiony w głębokim fotelu, z groźnem ostrzem brzytwy na gardle. Jasnem było dlań tylko, że ma do czynienia z szaleńcem; kto wie, co się wydarzyć mogło tam, za drzwiczkami, oklejonemi tapetą, skąd dochodziły zdławione jęki. Zdradzić się jakimś odruchem, że się ten jęk słyszało — to śmierć: obłąkany przetnie mu gardło w okamgnieniu. Co począć?! Pod grozą śmierci mózg wywiadowcy pracował z gorączkową energją, by znaleźć sposób ratunku z rozpaczliwego położenią, w jakiem się znalazł. Żaden szczęśliwy pomysł się nie zjawiał. Obłąkany, jakgdyby uspokoiwszy się nieco, rozpoczął golić na nowo, rzucając z ukosa podejrzliwe spojrzenia na swego klienta. Zarębski spojrzał w lustro. Z przerażeniem skonstatował, że lewy policzek, a co najważniejsza podgardle, nietknięte było jeszcze przez brzytwę. Myśl, co się jeszcze może wydarzyć — przyprawiała go nieomal o utratę zmysłów.

Nagle otworzyły się drzwi wejściowe. Zarębski mimowoli zwrócił głowę w tę stronę, na szczęście fryzjer tego nie zauważył, gdyż i jego uwagę przyciągnęło stuknięcie drzwiami. Do razury wszedł nowy klient. Wywiadowca omal nie podskoczył na krześle z radości. — Ratunek — przemknęło mu przez myśl. Przybyły był właśnie urzędnikiem telegrafu, którego widział pracującego podczas swojego spaceru po peronie. Sama świadomość tego faktu wróciła mu zimną krew. Niestety, radość okazała się przedwczesna! Zarębski poczuł znów nacisk brzytwy na gardle: obłąkany fryzjer czuwał.

- Hm, widzę, że pan zajęty — zauważył nowoprzybyły. Za kwandrans wrócę, to mnie pan ogoli—dodał, kierując się ku wyjściu.

Zarębski zdrętwiał. Ostatnia nadzieja ratunku znikała w ten sposób bezpowrotnie. Ogarnięty. krańcową rozpaczą, nie zdając sobie dobrze sprawy z tego co robi, jakgdyby powodowany jakąś podświadomą siłą, wywiadowca zastukał palcem po poręczy krzesła machinalnie, tak, jak to czynił niegdyś, kiedy nie przerywając nieraz rozmowy, nadawał depeszę za depeszą.

- Stuk, tu, tu...—stuk,—stuk,—stuk—tu… stuk—stuk—tu... Stać, na Boga... stać!—gorączkowo wystukiwały palce.

Usłyszawszy tak dobrze sobie znane sygnały, telegrafista zdumiony zatrzymał się. Fryzjer nie zwracał uwagi na przebieranie palcami swego klienta i zdawał się być cały pochłonięty starannem wykończeniem golenia.

- Stuk—stuk—tu.„ stuk—tu... — komunikowal wywiadowca w dalszym ciągu—...fryzjer oszalał, nie mogę siej ruszyć... grozi poderżnąć gardło.

Mowy gość najwidoczniej powziął jakąś decyzje.

- Chyba lepiej zaczekam, aż pan skończy—rzekł do Fryzjera, siadając w pobliżu Zarębskiego i natychmiast wystukiwać począł w ten sam sposób po poręczy krzesła.

- O co chodzi?

Minęło chwil kilka. W ciągu tego czasu nowoprzybyły zdążył się zaznajomić z tragiczną sytuacją Zarębskiego i najwidoczniej opracowywał plan dalszego działania.

- Ha... dość już tego!... niech się raz skończy—zaryczał obłąkany, rozjątrzony pojawieniem się jeszcze jednej osoby i nasz wywiadowca poczuł jak brzytwa przecina mu skórę.

Zaledwie krzyknął — och! — kiedy stało się coś nieoczekiwanego. Szaleniec z wrzaskiem, klnąc ohydnie, pochylił się nagie w tył i padł na ziemię, wypuszczając z rąk brzytwę i walcząc zaciekle z kimś, kto starał się go przygnieść do podłogi. Zarębski nie czekał dłużej, lecz zerwawszy się z krzesła, rzucił się również na obłąkańca.

Jak się więc okazało, telegrafista w najkrytyczniejszym momencie niespodzianie skoczył ztyłu na szaleńca i obalił go na ziemię. Jeszcze ćwierć sekundy, a ten zdążyłby poderżnąć gardło wywiadowcy.

Tymczasem obłąkany w furji bronił się z niezwykłym uporem. Nielada wysiłku kosztowało związanie mu rąk i nóg tak, by nie mógł się ruszyć. Po skończonej walce obaj klienci rzucili się za przepierzenie, skąd dochodziły podejrzane jęki. Ujrzeli tu związanego właściciela razury, nawpół omdlałego, z zakneblowanemi serwetką ustami. Uwolnienie go z więzów było dziełem jednej chwili. Po oprzytomnieniu opowiedział on historję niezwykłych wydarzeń, jakich widownią była tego ranka razura.

Szaleniec od niespełna roku pracował u niego jako wykwalifikowany fryzjer. Wczesnym rankiem przy sprzątaniu razury i szykowaniu narzędzi owładnięty został nagłym atakiem szału i w furji rzucił się na swego pracodawcę. Ten bronił się rozpaczliwie, zasłaniając się wszystkiem, co było pod ręką: rozbite lustro poprzewracane krzesła i nieład w lokalu świadczyły, że walka była długa i zawzięta. Pokonany przez szaleńca, który go związał i zaciągnął za przepierzenie, byłby przypłacił życiem swoją porażkę, gdyby nie przeszkodziło morderstwu wejście Zarębskiego. Fakt ten spowodował jakiś zwrot w umyśle fryzjera, ale jednocześnie skierował całą jego furję w stronę wywiadowcy i ten niezawodnie padłby ofiarą zetknięcia się z obłąkanym, gdyby nie szczęśliwy pomysł zaalarmowania sygnałami Morse’a następnego klienta, telegrafisty kolejowego.

Wezwano policję, potem przybyły władze lekarskie i te zarządziły przewiezienie chorego do szpitala dla obłąkanych.

Kiedy Zarębski zwrócił się do swego wybawcy, aby mu z calem wylaniem podziękowanie za uratowanie życia, ten, patrząc nań uważni najwidoczniej został uderzony czemś w jego wyglądzie, bo odwróciwszy go w stronę lustra zauważył:

- Ale strachu to się pan najadł porządnie — i to już zostanie.

Zarębski spojrzał w lustro i cofnął się zdumiony o krok. Na obu skroniach widniały gęste srebrne nitki włosów, posiwiałych w ciągu tych strasznych minut.

Takie było pierwsze przeżycie wywiadowcy Zarębskiego w miasteczku B...

Dodawać nie trzeba, że znajomość zawarta przez wywiadowcę Zarębskiego i telegrafistę przy tak niezwykłej okazji—zmieniła się szybko we wzajemną gorącą przyjaźń, jaka do dziś łączy obu młodych ludzi.

Źródło: „Na Posterunku”, nr 8/1928 , Komisarz S., zdj. NAC

  • Telegraf kolejowy - telegrafiści przy pracy - widoczny klucz telegraficzny i zwój taśmy papierowej
Powrót na górę strony