Tajemnica poręby leśnej
Spokojny naogół powiat radzyński (na Podlasiu) wiosną roku 1927 przeżywał dwie sensacje kryminalne. Były nimi mord bestjalski dwóch gajowych w lasach Międzyrzeckich i śmierć nadgajowego w lesie Jaśkowskim. Tematem opowiadania niniejszego będzie to ostatnie zdarzenie.
Nim przejdę do istoty sprawy, muszę choć w krótkich słowach przedstawić charakterystykę podłoża, na jakiem w powiecie radzyńskim łatwo mogą się rodzić zbrodnie zabójstwa. Otóż powiat ten, posiadając rozlegle obszary leśne, stał się terenem, dla powstania i rozwoju kłusownictwa. Prawie do ostatnich dni jeszcze kłusownicy powiatu radzyńskiego w kronice policyjnej wybijali się na czołowe miejsce. Ani surowe represje osobiste, ani masowe i systematyczne konfiskaty nielegalnie przechowywanej broni, nie mogły odzwyczaić ludności miejscowej od nałogu nielegalnego polowania na cudzym gruncie i w czasie zakazanym. Wśród ujawnionych kłusowników nierzadko spotykało się typy karane po kilkanaście razy wysokiemi grzywnami i długotrwałym aresztem osobistym. Byli to „rasowi” kłusownicy, jak ktoś ich dowcipnie i trafnie nazwał. Otóż z takich to kłusowników rekrutują się często okrutni zabójcy funkcjonarjuszów straży leśnej.
Organa policyjne w walce z kłusownictwem rozwinęły jak najdalej idącą akcję i zabiegi. Wydatną pomoc tutaj okazywała straż leśna, Ale na tem podłożu właśnie zrodziła się wielka nienawiść kłusowników do gajowych. W praktyce dzieje się tak, że kłusownicy na grubego zwierza czatują w określonych ostępach leśnych. Punkty te z biegiem czasu zostają wyśledzone przez gajowych i potem zajęte są przez nich do obserwacji kłusowników. Wskutek tego powstały takie sytuacje, że w jednem miejscu równocześnie czyhali: na zwierza kłusownicy, a na nich gajowi. W takich warunkach zginął już nie jeden obowiązkowy i pożyteczny strażnik leśny, a przed trzema laty zabity też został przez kłusownika hr. Grocholski, właściciel majątku Planta.
Nie przebrzmiały jeszcze echa mordu w lasach Międzyrzeckich (napiszę o tem oddzielne opowiadanie), kiedy w dniu 13 maja roku 1927 Komenda Powiatowa P. P. w Radzynia powiadomiona została o śmierci nad gajowego Jana Wawruszaka, którego zwłoki znaleziono w lesie Jaśkowskim. Wiadomość ta poruszyła do żywego całą miejscową po Keję i wysunęła władzom śledczym do rozwiązania nową zagadkę.
Gdy nadszedł o tym wypadku telefonogram do Lublina, otrzymałem, jako naczelnik urzędu śledczego, rozkaz natychmiastowego wyjazdu na miejsce. Równocześnie p. wojewoda lubelski polecił mi w zdecydowany sposób uderzyć wszystkiemi rozporządzalnemi środkami w zastępy kłusowników, na których i teraz padało podejrzenie udziału w zbrodni.
W świetle pierwiastkowych dochodzeń policyjnych ustalono, że ś. p. nadgajowy Jan Wawruszak, w wieku lat 65, pozostawał na służbie w administracji lasów obywatela ziemskiego Ślubowskięgo z Radzynia zgórą 35 lat. Miał on przydzielony do kontroli rewir leśny, tak zwany Las Jaśkowski. Rewir ten nadgajowy odwiedzał zwykle kilka razy w tygodniu. Podróż w tych wypadkach odbywał bądź pieszo, bądź furmanką. W dniu 12 maja roku 1927 nadgajowy Wawruszak wybrał się na kontrolę lasu furmanką. Wyjechał zaraz popołudniu i oświadczył żonie, że wróci za kilka godzin. W określonym czasie jednak do domu me przyjechał. Leśniczówka, w której nadgajowy mieszkał, znajdowała się w odległości 3-ch kilometrów od kontrolowanego rewiru leśnego. Opóźnienie powrotu Wąwruszaka narazie domownicy tłómaczyli nieprzewidzianemu okolicznościami w służbie. Przypuszczali, że albo robi ze swoimi podkomendnymi zasadzki na kłusowników, albo też zatrzymał się w gościnie u sąsiada. Przypuszczenia te wszakże już niedługo okazały się niesłuszne, gdy w dniu 13 maja około godziny 6 rano na podwórze leśniczówki wjechał galopem 1 samotnie koń nądgajowego, prowadząc za sobą przednią część rozbitego wozu. Koń był pokryty pianą i robił wrażenie, że odbył bardzo długą, męczącą podróż. Uprząż na koniu była porozrywana.
Przybycie konia w takim stanie wywołało panikę wśród najbliższej rodziny nadgajowego. Jasne się stało, że Wawruszak uległ jakiemuś tragicznemu wypadkowi. To też żona nadgajowego, córka, syn i dwóch sąsiadów natychmiast udali się na poszukiwanla do lasu. Idąc za śladami konia i kół wozu, ciągnących się niesłychanie skombinowanym zygzakiem na przestrzeni kilkunastu kilometrów, dotarli wreszcie do jednaj z licznych poręb w rewirze lasu Jaśkówskiego i tu ku swemu przerażeniu odnaleźli zimne już zwłoki Wawruszaka.
W momencie przybycia poszukujących do poręby leśnej trup leżał plecami do góry, twarz przylegała szczelnie do ziemi, lewa ręka wyciągnięta wzdłuż ciała, prawa podniesiona do góry i tak zesztywniała; na karku leżał ogromny kloc sosnowy, który swoim ciężarem przygniótł nieboszczyka do ziemi. Obok tego kloca leżał podobny drugi kloc. Ubranie leżącego było nienaruszone; czapka na głowie, kurtka oraz inne części garderoby zapięte. Czapka, ubranie, buty, twarz i ręce — czyste, niezabrudzone ani trawą, ani ziemią. Tuż przed mojem przybyciem rodzina nieboszczyka wydobyła zwłoki z pod kloca, zmieniając w ten sposób sytuację miejsca wypadku przed przybyciem władz śledczych.
Z oględzin najbliższego terenu można było ustalić następujące okoliczności (obrazuje to zamieszczony rysunek, na którym kloce drzewa są niewspółmiernie duże w stosunku do innych przedmiotów, a to celem dobitniejszego przedstawienia ich ustosunkowania do zwłok). Na ziemi i trawie brak śladów, mogących być wskazówką obecności kilku osób lub zmagań sic i pasowania między ludźmi; pobliskie krzaki, młode drzewka — przygniecione kopytami konia i kołami wozu; wyraźnie widoczne ślady kopyt konia i wozu; wokoło zwłok leżały porozrzucane części urządzenia rozbitego wozu — słoma, siedzenie, kłonice, deska i tylne koła. Położenie kloców w stosunku do zwłok w chwili ich odnalezienia przedstawiało się następująco: kloc B leżał na karku denata; wymiary tego kloca— długość 4 m. 70 cm., średnica w jednym końcu 40 cm, w drugim 32 cm., waga około 500 kilo. Kloc A—długość 5 m. 40 cm., średnica 47 cm. i 37 cm., waga 700 kilo-—przylegał do kloca B jednym końcem, leżąc z nim na jednym poziomie. Ujawniono ślady: na klocu A w punkcie zetknięcia się z klocem B — obdarta kora; na klocu B w końcu grubszym zdarta kora.
W tych warunkach powstało zasadnicze pytanie, co stało się przyczyną śmierci nadgajowego Jana Wawruszaka i dodatkowe pytanie, jakie okoliczności towarzyszyły wypadkowi.
Źródło: „Na Posterunku”, nr 52/1928, Antoni Sitkowski, nadkomisarz Centr. Służby Śledczej w Warszawie