Trochę o biurokratyzmie cz. 1
W odrodzonej Polsce mówi się i pisze wiele o biurokracji, jako o czemś nieraz godnem potępienia, a nawet wyśmiania, jako o czemś, co z punktu widzenia interesów społeczeństwa czy jednostek niezawsze idzie z życiem w parze. Z tego też powodu należałoby choćby tylko pobieżnie zastanowić się nad tern. co też to jest ta biurokracja i dlaczego to nieraz tak się na nią utyskuje.
Gdybyśmy wyrażenie „biurokracja" przetłómaczyli dosłownie na język polski, to przekonalibyśmy się, że wyrażenie to oznacza niejako biurowładztwo, czyli innemi słowy, że całokształt naszego życia społecznego może być niemal w każdym swoim przejawie ujęty wedle pewnych formułek urzędowych, które jednak niezawsze są zgodne z postępem życia, potrzebami poszczególnych osób czy całego społeczeństwa, a nawet czasem i rozumu. Wiemy dobrze o tem, że żadne państwo nie może się obejść bez mniej lub więcej licznych biur, urzędów. władz, organów i t. p., bo inaczej czyto w dziedzinie administracyjnej, czy sądowej, czy skarbowej, wojskowej i t. d. mógłby nastąpić wielki i szkodliwy dla państwa i społeczeństwa chaos. Jeżeli jednak ci, którzy z ramienia władz zwierzchnich mają obowiązek pracować w biurach i urzędach, nie rozumieją, że praca ich ma i może mieć tylko wtedy swoją realną wartość, gdy będzie pozostaw.it z jednej strony w zgodzie z obowiązującemi przepisami, z drugiej zaś w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem i z wartkim prądem życia, natenczas słusznie może wytwarzać się opinja, że t. zw. biurokracja to nieszczęście dla społeczeństwo, to coś, czego należy nienawidzieć, co należy zwalczać. Szanujący się urzędnik nie powinien przy załatwianiu sprawy ograniczać się do bezdusznego kierowania się suchym przepisem prawa, bez wnikania w życiowe potrzeby i cele, dla których dany przepis został wydany. Nie wolno mu traktować załatwianych spraw wyłącznie jako papierowych „Kawałków", jako rzeczy martwej, zatracając z przed oczu zjawiska życiowe, z daną sprawił związane. Natomiast winien postępować, bacząc na to, że nie społeczeństwo jest dla urzędnika, a on dla społeczeństwo.
Znany był przed wojną biurokratyczny system austrjacki, który do pewnego stopnia stał się podstawą naszego systemu, bośmy przy odrodzeniu naszej Ojczyzny innego nie mieli. System ten, którego zasadą było: „wszystko musi być na piśmie i wedle pewnej formy", a to z powodu braku zaufania wzajemnego, stał się już do pewnego stopnia nawet w b. Austrji przestarzałym (np. biurowość starostw dzisiejszych na terenie Małopolski sięga 1852 roku) i wskutek tego zdarzały się przy jego stosowaniu nieraz wcale zabawne kwiatki. Pamiętam np., że któregoś roku przysłano do urzędów gminnych polecenie okólnikowe o konieczności uprzątnięcia z dróg śniegów przy pomocy ludności gmin, albowiem w owym roku w zimie nader wielkie opady śnieżne uniemożliwiały komunikację pieszą i kołową. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że zanim okólnik ten przeszedł przez różne instancje, odlegując się wszędzie po drodze, to doszedł do gmin dopiero... w czerwcu. A niech kto spróbował uzyskać jakąś koncesję! Najeździł się, nachodził po różnych biurach i urzędach, odsyłany od Annasza do Kajfasza i wyczekał się na decyzję miesiące, a nawet lata, mimo że wszystkie potrzebne do uzyskania koncesji papiery miał w porządku. Pamiętam również, że w roku 1916 na frondę rosyjskim otrzymałem jako żołnierz kamizelkę futrzaną i ciepłą bieliznę... w maju. Takie to bywają skutki biurokratycznego systemu.
A u nas? Czy nikt w Polsce nie narzeka na przewlekły system załatwiania spraw żywotnych dla obywateli, spraw, które mimo wszystko możnaby niejednokrotnie załatwić w tempie przyśpieszonem i które nie potrzebują się „odlegiwać“? Ależ owszem, wystarczy tylko na ten temat nieco pogadać z ludźmi lub przypatrzeć się pracy. Wprawdzie ogromny dziś nawał pracy po urzędach nie zawsze pozwala się zajmować sprawami w takiem tempie, jakby tego życzyli sobie nieraz zainteresowani, wprawdzie wiele spraw nie można załatwić tak od ręki, jak to się dzieje np. przy okienku pocztowem łub kasie kolejowej, bo nieraz trzeba przedtem przejrzeć odpowiednie przepisy, przeprowadzić wywiad, uzgodnić z jakimś innym urzędem i t. p. — jednak mimo wszystko można tę całą procedurę w pewnej mierze uprościć, a przedewszystkiem możliwie śpiesznie załatwiać te wszystkie formalności, któremi trzeba poprzedzić decyzję, zarządzenie.
W ostatnich kilkunastu miesiącach zabrano się u nas na serjo do ożywienia, a jednocześnie do uproszczenia tudzież usprawnienia pracy biurowej i urzędowej wogóle, która to akcja zaczęła już wydawać tu i ówdzie wcale wydatne owoce, co zapewne i szersze społeczeństwo będzie mogło należycie ocenić. Największe jednak i nawet najbardziej celowe usiłowania władz naszych mogą pozostać pod tym względem bezowocnemi i zagnieżdżonego u nas również na szeroką skalę bezrozumnego, a czasem skostniałego biurokratyzmu nie usuną, jeżeli sami pracownicy nie zechcą w myśl wskazań własnego rozsądku wziąć się z nim za bary.
Ani słówka nie wspomniałem dotąd o t. zw. biurokratyzmie w policji, to też niejeden z Czytelników pomyśli może, że wszystko to, co mówiłem wyżej, nie dotyczy bynajmniej naszej służby bezpieczeństwa. Dla przekonania się, te jest nieco Inaczej, przytoczę tu kilka zaobserwowanych przeze mnie przykładów.
Jeden z moich znajomych przodowników policji, zapytany prywatnie, dlaczego odkłada dużo akt na szafkę, stojącą poza jego krzesłem, odpowiedział ml w sposób żartobliwy: „Widzisz, ja tu mam dobrego kolegę i pomocnika, nazwiskiem „przodownik Czas”; on doskonale umie akta załatwiać i to nieraz nawet najtrudniejsze załatwia ślicznie”. Zrozumiałem, ale nie byłem takiem traktowaniem spraw zbudowany.
Źródło: „Na Posterunku”, nr 3/, Wł. Długocki, Inspektor Min. Spr. Wewn., zdj. NAC