Z teki kryminalisty. Czarna maska cz. 3
- A, Abramek!
- Ano ja. Przespałem się, a teraz już jestem wyspany.
- No — i co?
- Nic. A w czem rzecz?
- Powiesz, co wiesz?
- Powiem, co mam nie mówić?
Stara Pasznikowa rwała sobie włosy z głowy.
- Gewałt! Gewałt! Żeby go cholera. — Co on mnie narobił?
Rozalja Sołdat jakgdyby się nie orjentowała w sytuacji, pyta naiwnie:
- Czy ja mam także iść z panami?
Pod silną eskortą odprowadzono oboje do policji.
Przeczucie nie omyliło Rozalji Sołdat: widzi go okutego w kajdanach.
Pod kluczem
I powoli, po nitce do kłębka, wyszły najaw dzieje bandyckiej szajki, która rozpanoszyła się na szosach. Dochodzenie zataczało coraz szersze kręgi. Zeznania Abramka Choinki, Rozalji Sołdat i starej Pasznikowej dostarczyły bardzo wiele materjału. Okazało się istotnie, że po ostatnim napadzie w lesie sokołowskim nastąpił podział krwawej zdobyczy. Opowiedział to ze szczegółami Choinka. Nie przeszło spokojnie i gładko. Hardo się postawił Stasiak Piechotka. Uważał sią za pokrzywdzonego, gdyż na jego „dolę“ za mało przypadło.
- Zakapuję! — wołał — Siebie, ale i was zatopię. Jak sitwa to sitwa. Jeden tak, a jeden tak? Nie! Albo wszyscy mają równą dolę, albo nie?
Splunął i chciał odejść.
Zagotowała się złodziejska krew. I niedługo trwało, gdy Felek Raus, jeden z bandytów (co to niedawno zmarł na suchoty w więzieniu Świętokrzyskiem), zastrzelił swego spólnika Piechotkę. A przedtem szamotali się i szarpali ze sobą. Rozbiegło się bractwo. Ten tu, ten tam. A Abramek Choinka pod pierzynkę do kochanki... W lesie pozostał tylko trup i czarna maska.
Powoli policja wyłowiła poszczególnych członków bandy. Wszyscy znaleźli się pod kluczem. Abramek Choinka (organizator-finansista), Felek Raus, Zachorje Bisemowicz, Icek Spódnica (główny paser), Marja Wilczek, Michalina Szklarek, Chana Szapiro, Rozalja Sołdat, Pesa Pasznikowa i inni.
Śledztwo skierowane zostało na drogę doraźną, lecz wobec braku niezbitych dowodów, a głównie wobec śmierci Piechotki, na którego - jak to się w tego rodzaju wypadkach praktykuje — zwalili bandyci cały ciężar oskarżenia, zresztą ze względów natury prawno-formalnej sprawa przeszła pod rozpatrzenie sądu zwykłego. Każdemu wymierzono karę zależnie od roili, jaką odegrał. Sąd nikogo nie skrzywdził. Każdy otrzymał swoją dolę. Jeden tylko nie otrzymał doli — Stasiek Piechotka.
Siedzi teraz w więzieniu na wiecznej odsiadce Abramek Choinka i przypomina sobie, jak to mu dobrze było przy boku Rozalji Sołdat i jak to mu ciepło było pod pierzyną u starej Pasznikowej. I nicby się nie stało, gdyby nie ten gruby agent, co oczyma wszędzie i do zasłanego łóżka zajrzał, a potem za kudły go stamtąd wyciągnął. Inaczej — grzałby się pod pierzyną. A teraz co? W miejsce pierzyny — z kilku desek zbita nara. Zamiast szerokich przestworzy wolności — wąskie, zakratowane okienko, przez które zaledwie widać słaby promyk światła. I zły jest więzień na siebie, na cały świat, na wszystkich — głównie na Rozalję Sołdat, że sobie teraz, na wolności, po odsiedzeniu wyroku (1 rok i 5 miesięcy) wzięła innego kochanka i o nim zapomniała.
A gdy się ją o to zagada, odpowiada:
Czy ja nie mogę sobie wziąć kochanka, jakiego zechcę? Czy on mnie może zabronić? Cóż to, czy świat dla mnie zamknięty? Czy to ja już taka stara maszkara jestem?
Tak czarna maska zdemaskowała zakazane oblicza.
Źródło: „Na Posterunku”, nr 24/1928, Herman Czerwiński, zdj. NAC