Na sądzie
Usiad se Pan Jezus na tronie złocistym, bialuchny janioł jasne kółecko na świentom główkę Mu włożył i oba spozierać poceni po tłumach zołniezy najrózniejsego kalibru. Mrowie ci wielgie zwaliło sie jeich u wejścia do nieba, bo wojna okrutna krwawiła sie jak świat długi a seroki.
I Chrancuzy w siwych mundurach tam były, i Jangliki z za moza chude, Śwabów cerwonych na gembie a grubych tez coniemiara, Moskale zasie juchy to i wytseźwieć jesce nie potrefili. Jennych narodów kupa ogromna, zęby cłekowi i nie zlicyć, chociaj za lat tysiąc. Legjonów nasych tez sporo się kręciło, które Dglądały z ciekawości uządzenie niebieskie, chocia to psecie i niebo jesce nie beło, bo wiadomo, do nieba puscane som dusycki aze po sondzie ostatecnym. Hale one legjony nie wiedziały tego i dziwowały się różnym cudnościom, ze to juz niebo, zgadując.
Pan Jezus jak się juz napacył ludziskom skinął ręką na świentego Michała Jarchanioła, co niedalecko na miecu ognistym podperty stojał i cosik mu poseptał do ucha. Świenty Michał oglondnoł się dookółka i zmarscył brwi, porusając srebrnemi sksydłami. Właśnie leciała kole nich gromada janiołecków maluśkich, a każdy kwiatów wiązankę tsymał prześlicnych, które to dla Najświentsej Panienki na łonkach niebieskich nazrywali.
Jarchanioł zawołał na jednego z nich i zeknie mu:
— Oddaj te kwiatuski jennemu, a sam leć do piekła, niech djabły na sond psylatujom.
Aliści ledwo ono wypedział, a tu gromada carnych się zjawiła i nuże cerwonemi ślipskami psewracąć, ogony pod siebie podtulać, a pseprasać Świentego Namiestnika za opóźnienie, ze to roboty na świecie niby majom za duzo. Świenty popacył na nie srogo, a one carne ogony jesce barzej pod siebie podwinęli i psykucnąwsy na kopytach, zmilkli.
Zołnieze, co bliżej carnych stojący, strachali się na ich widok i modlitwy septać poceni, a każdy po swojemu. I gwar a harmider strasecny się zrobił, aze one legjony, co to juz bez dziurki i śpary do prawdziwego nieba jeni zaglondać, obejzeli się za siebie co sie robi, a zobacywsy carnych, aze psysiedli ze śmiechu, uciechy i nagiego rozweselenia. Ze zaś do zabawy ochotne toto, dalejże psocić się carnym. Jeden ci porwał Prusakowi pikelhaube i tak zmyślnie cisnął, ze djabłu na rogach sie zatsymała. Jaze janieli od śmiechu nie mogli sie wstsymać, patsąc na carnego w śwabskiej capie.
Az tu i świenty Pieter się zjawił, co dopiero skońcył zamykanie bram do nieba, aby mu tam nie wloz jaki nieprosony gość. Bo gdzie tam i upilnować. Ukłonił się Panu Jezusowi i siad se z jego lewej strony.
Tak i sond się zacon.
Jeden janioł nad złotom księgom siedzi, drugi kiele wagi stoi, aby ważyć gzechy. Syćcy zamilkli, a ino modlitwy z wielgiego strachu sepcom, jako ze i świente oblice Panajezusowe zmieniło się na srogie. Nie widać już tam dobroci, ino psenikliwy wzrok sprawiedliwego sendzi na zołniezy pacy.
Janioł ten, co nad ksiengom siedział, wywołał najpierw Chrancuzów.
- Wsyscy polegliśta w bitwach? — ozwał się janioł wdzięcnie, patsąc na nich jasnemi ocyma.
- Syćcy, syćcy—podnieśli głos po chrancusku, hale janioł ich zrozumiał.
- A dlacego biliście się? Nie można to zyć razem w zgodzie a pokoju i miłowaniu się wzajemnem?
- German nased nam ziemie, musieliśma sie bronić.
Janioł cosik zapisał w złotej ksiendze i zawołał Śwabów.
- Wsyścy polegliście w bitwach? — ozwie sie jak poprzódzi.
- Ja, ja,—hurmem potwierdzili Śwaby.
- A dlacego biliście się? Nie można to zyć w zgodzie i pokoju, a miłowaniu się wzajemnem?
- Chrancuzy nama wojnę wydali, — odzekną.
Janioł znowuj zapisał cosik w złotej ksiendze. Tu carne, siedzonce na ogonach, poceni
mruceć, ze Swaby kłamiom i łzą, hale świenty Michał ino spoźrał, a te zamilkły.
I tak janioł pokolei pytał Moskałów, Austry jaków, Włochów, Hamerykanów, Turków, Japonów, a jedni cięgiem winą składali na drugich.
Jak janioł juz syćko se popisał, tak Pan Jezus Najmiłościwsy zeknie:
- Syćcy oni som niewinni, bo kazali im wojować ze sobom jeich starsi. Z zołniezy każdy spełnił swój obowiązek, pseto usprawiedliwieni som i "miłosierdzie moje z nimi. Tera ino zwaz, janiele, jeich dobre i złe ucynki z psed wojny, abym zasondził.
I ten janioł kiele wagi ważył, a ten janioł kiele ksiengi pisał.
Jak juz syćcy podzieleni byli, a zostali ino iegjony, tak janioł jeim zeknie:
- A wy co za jedni?
Jeden z legjonów ustawił syćkich swoich frontem do Boskiego sondu, wystąpił napsód i zameldował:
- Obywatelu janiele, meldujem posłusnie, ze my polskie Legjony.
- A wy locego pośliście się bić, kto walma kazał?
- Sami kcieliśmy, obywatelu janielel — ksyknął głośno ten, co stojał na psedzie.
Carne poceny krencić ogonami, kiej wściekłe a kopytami stukać, ze to psecie jakąś ochwiarą do piekła dostanom.
Wtem ci Panienka Najświentsa spłynęła, kieby obłocek biały.
- Cestochowska!—wzasnął legun. Padnij!
I padli na twaze psede swojom Patronkom a Królowom.
A wraz i Pan Jezus podsed do Matki Swojej, aby Ją posadzić kiele siebie. Hale Matuchna Świenta, która po tym wyksykniku poznała Polaków, wziena Pana Jezusa za reke i mówi:
- Nie karz ich Synu! Oni tyle wycierpieli w niewoli i teraz z własnej woli cierpieć pośli na wojnę, żeby tylko swoiom Matkę-Ojcyznę wyzwolić, ze zmazali juz tem syćkie gzechy swoje.
- Świenty Pietse — zeknie Pan Jezus — otwórz im bramą do nieba.
I tak Legjony dostały sią zaraz do nieba, a ino bez to, ze nikt im nie kazał iść po swojom Matkę-Ojcyzne, a oni sami pośli, z własnej ochoty.
Źródło: „Na Posterunku”, nr 18/1928, Jan drużba, zdj. NAC