Obłocone krypcie cz. 4
Chociaż dotychczasowe silne mrozy, jak zresztą każdej zimy, nie zdołały wywrzeć najmniejszego wpływu na wodą w źródle, niemniej jednak ziemia wokoło niego była silnie zmarznięta, a w następstwie tego zachowały się na jej powierzchni niezmiernie wyraźne ślady tych ludzi, którzy tam bawili w ostatnich dniach przed zamarznięciem ziemi. Tutaj też, ku memu zrozumiałemu zadowoleniu, zrobiłem nowe doniosłe odkrycie: oto wśród najrozmaitszych innych śladów ujawniłem także liczne i niezmiernie wyraźne, jakgdyby specjalnie rzeźbione, odciski tych samych krypciów z obcasami, których właściciela tak gorąco pragnąłem poznać osobiście. Co więcej, kierując się tym wyśmienitym drogowskazem, zdołałem ponadto ustalić dokładną drogę, którą dany osobnik przebył, idąc do źródła, oraz kierunek, w którym się stamtąd oddalił.
Ślady krypciów z obcasami, jak to stwierdziłem, idąc za niemi, rozpoczynały się na polnej drodze w pobliżu Franctalu, a więc opodal tego miejsca, w którem je w drugim dniu dochodzenia zagubiłem, wychodziły następnie na szosę niedaleko wioski Derelui, gdzie wskutek bardzo ożywionego ruchu pieszego i kołowego zostały zupełnie zatarte. Dzisiaj jednak miałem stanowczo więcej szczęścia niż onegdaj, bo po dłuższem poszukiwaniu ujawniłem je ponownie na polnej drodze, prowadzącej z Derelui do źródła w lesie świerkowym, gdzie—idąc stale za niemi,—znalazłem się po raz drugi. Od źródła natomiast skierowały się .krypcie z obcasami , do lasu pod Kameną, zataczając wielki łuk—prawdopodobnie celem ominięcia miejscowości Kuczurmaru — do lasu, stąd zaś na szosę, prowadzącą z Czerniowic do Starożyńca. Tu ślady krypciów z obcasami ginęły, a co gorzej, tym razem na zawsze.
Ślady ujawnione obecnie, jako prowadzące do wielkiego lasu, położonego tuż koło Kameny, w której to miejscowości, jak poprzednio wspomniałem, mieszkał Gabryel nasunęły mi podejrzenie, że mógł on brać udział w owych kradzieżach. Nie namyślając się więc długo udałem się do jego domu, gdzie go jednak nie zastałem, gdyż miał podobno bawić od wczoraj na jarmarku w Starożyńcu. Gabryel A. był stosunkowo dość zamożnym gospodarzem i posiadał prócz właściwego gospodarstwa we wsi Kamenie, także tak zwany chutor, czyli drugie gospodarstwo położone w lesie, w którem w porze letniej hodowano stada owiec i wołów, ponadto młócono zboża, przechowywano słomę, siano i t. p.
W towarzystwie dwóch gospodarzy z Kameny, których zabrałem z sobą jako świadków, udałem się do tego chutoru, a to w tej nadziei, że znajdę tam może dalsze ślady, kompromitujące właściciela, lub też inne punkty zaczepne. Jakoż nie myliło mnie przeczucie, gdyż ujawniłem tam nic tylko ślady stóp, wychodzące z chutoru i prowadzące naprzełaj przez pola w kierunku szosy Starożynieckiej, ale stwierdziłem poza tem liczne siady nóg ludzkich i zwierzęcych na podwórzu, znajdującem się tuż przed budynkiem chutoru. Podczas dokładnych oględzin tych śladów ustaliłem i tutaj, poza śladami, pochodzącemi od innego obuwia, odciski owych właśnie krypciów z obcasami, które mi od kilku dni tak bardzo leżały na sercu, a ponadto stwierdziłem, że ten właśnie osobnik, który miał na nogach krypcie z obcasami, opuszczając chutor, nie udał się bynajmniej w kierunku szosy prowadzącej do Starożyńca, ale poszedł w stronę wprost przeciwną czyli do lasu w Kuczurmare, względnie w kierunku Franctalu i Moiodyi, a więc właśnie tam, skąd musiały być sprowadzone woły, skradzione w Rumunji. Natomiast na zasadzie śladów, idących w kierunku szosy prowadzącej do Starożyńca, ustaliłem bez trudności i z pewnością, wykluczającą wszelką wątpliwość, że drogą tą dwu ludzi pędziło dwie pary wołów, przyczem jeden z pędzących był obuty w trzewiki sznurowane, drugi zaś — w duże ciężkie buty, których podeszwy wzmócnione były gwoździami, czyli tak zwanemi ćwiekami.
Źródło: „Na Posterunku”, nr 1-4/1928, J. Jakubiec, zdj. NAC