Obłocone krypcie cz. 6
Od jednego z mieszkańców wsi Mołodyi dowiedziałem się, że Duran M. w jakimś celu, rzekomo nie wiadomym memu informatorowi— udał sią do Rumunji. Po namyśle uznałem za najwłaściwsze oczekiwać powrotu Durana M. w jego własnem mieszkaniu. Aby jednak nie spłoszyć go, udałem się do domu Durana M. późnym wieczorem i nie wypuściłem już stamtąd nikogo z domowników. Miejscowy wójt przydzielił mi na moją prośbą jednego ze stróżów gminnych, któremu poleciłem usadowić się w izbie na moje wezwanie natychmist zapalić lampę, sam zaś zająłem stanowisko za drzwiami w sieni. Tak więc w zupełnej ciemności oczekiwaliśmy powrotu pana Durana, który, jak mnie o tem poinformowano, stale nosił przy sobie nabity rewolwer.
Dopiero około godziny 2-ej po północy zjawił się oczekiwany, a zastawszy drzwi tylko przymknięte, wszedł do sieni i zamknął je na zasuwę. W tej chwili chwyciłem go za kołnierz kożucha i krzyknąłem na stróża, aby zapalił lampę. Był to moment, w którym ryzykowałem życie. Duran M. bowiem starał się uwolnić od mego chwytu. Równocześnie — wyczułem to dokładnie — wydobył jakiś przedmiot z kieszeni. Rewolwer! Ostrzegawczy wyraz ten, jak błyskawica pojawił się w moim mózgu, instyktownie więc, nie zwalniając chwytu, przykucnąłem za plecami mego przeciwnika. Prawie równocześnie rozległ się huk wystrzału. Pocisk przeleciał poprzez ramię Durana M., nie utkwił jednak w mej czaszce, jak się tego prawdopodobnie strzelający spodziewał, lecz—w drewnianej ścianie, znajdującej się za nami. Dzisiaj nie mogę naprawdę powiedzieć, czy pokonanie tego znanego w całej okolicy siłacza, nie przekraczało moich własnych sił, spotęgowanych widocznie przez grożące mi niebezpieczeństwo. Dość, że Duran M. w kilku sekundach miał założone kajdanki, gdyż stróż gminy, na skutek kilkakrotnego wezwania udzielił mi wreszcie jakiej takiej pomocy. Podczas niezwłocznie dokonanej rewizji znalazłem u zatrzymanego: nabity rewolwer, 19 naboi i 18 dukatów, zawiniętych w wezwanie sądu rumuńskiego, opiewające na nazwisko Iwona Ursu, mieszkańca wsi Dersk w Rumunji. Wezwanie to posiadało w danej chwili szczególną wartość, albowiem wskazywało osobę, z którą się M. Duran porozumiewa w Rumunji.
Teraz też ujrzałem wreszcie owe „krypcie z obcasami", aresztowany miał je bowiem na nogach. Porównanie obuwia ze śladami, ujawnionemi w Horeczy, w okolicy Franctalu, przy źródle w lesie i przy chutorze, nie miało już, wobec posiadanych dowodów, prawie żadnego znaczenia, przeprowadziłem je jednak, ustalając przytem zupełną tożsamość krypciów Durana M. z owemi śladami. Na skutek porozumienia z granicznym urzędem rumuńskim, uzyskałem dalej, że Iwon Ursu wraz z wołami zakupionemi przez niego od Durana M., a skradzionemi przez tego ostatniego u Flory w Horeczy, sprowadzony został do urzędu celnego. W międzyczasie przybył tam także, powiadomiony przeze mnie, poszkodowany Flora któremu, w obecności kierownika stacji celnej, oddałem skradzione woły. Nadmienić jeszcze wypada, że Duran M., mimo wszystko przeczył jakoby z owemi kradzieżami miał wogóle coś wspólnego. Gdy mu jednak Iwan Ursu, w obecności kilku świadków, zarzucił w oczy, że przed kilku dniami przypędził do niego parę wołów i otrzymał za nie 19 dukatów, zawiniętych w wezwanie sądowe, opiewające na nazwisko Iwana Ursu, wówczas dopiero złożył wyczerpujące zeznanie, z którego wynikało, że kradzież wołów u Flory w Horeczy popełnił sam jeden, natomiast kradzieży trzech par wołów w Rumunji dokonali wszyscy trzej kumotrowie razem. Zeznał ponadto, że brał udział w pędzeniu owych trzech par wołów, nie był jednak obecny przy sprzedaży, wskutek czego nie otrzymał jeszcze należnego mu udziału.
Zakończeniem tej sprawy był wyrok sądu przysięgłych w Czerniowcach, mocą którego wszyscy trzej otrzymali po osiem lat ciężkiego więzienia.
Równocześnie przysądzono poszkodowanemu Rumunowi zwrot tej pary wołów, które ujawniłem w oborze Gabrjela R. w Kamenie, oraz pieniędzy uzyskanych przez to zacne towarzystwo ze sprzedaży dwu par wołów na jarmarku w Starożyńcu.
Źródło: „Na Posterunku”, nr 1-4/1928, J. Jakubiec, zdj. NAC