Aktualności

Pod groźbą skazówki zegarowej cz. 4

Data publikacji 05.04.2022

Rozmyślając tak, podbiegł do okienka cy­ferblatu. Pohlton wciąż jeszcze znajdował się na dawnem miejscu; duża skazówka wskazywała trzydzieści siedem minut na piątą; Dyck głośno zawołał dzwonnika: tamten nie odpowiedział.

- Byleby tylko nie stracił przytomności — wyjęczał Dyck. O, gdybym mógł zatrzymać ten okropny zegar!

Rozpaczliwym wzrokiem ogarnął Dyck po­kój i nagle ujrzał kawałek żelaznej poręczy, który wydarła deska.

- To mi się przyda — pomyślał.

I podniósłszy kawał żelaza, włożył go mię­dzy dwa największe zębate koła. Rozległo się skrzypienie i zgrzytanie; zęby kół z ogromną siłą wgryzły się w żelazo, koła nagle zatrzymały się; wahadło powoli, bezdźwięcznie zakołysało się i po kilku sekundach zamarło.

Dyck znów podbiegł do okna. Pohlton le­żał, uczepiwszy się wskazówki, z bezwładnie opuszczoną głową, jakgdyby stracił przytomność

- Pohlton! — zawołał Dyck.

John powoli podniósł głowę; miał w sobie ducha starego marynarza i na dźwięk swego imienia odparł okrzykiem morskim:

- „Eja!“

- Trzymajcie się! Zatrzymałem zegar — znów zawołał Dyck. Jak was tu sprowadzić?

John Pohlton ożył; podniósł głowę i odparł głośniej, niż przedtem:

- Nie mogę przekroczyć skazówki.

- Widzę to. A czy nie moglibyście przepełznąć przez nią?

- Zlodowaciała i jest zbyt wysoka — rzekł Pohlton.—Poślizgnę się. Cały kamienny pierścień, okalający zegar, jest okryty grubą warstwą lodu. Zupełnie straciłem siły i nie mógł­bym dosięgnąć okna.

Pohlton wykrzykiwał to urywanym głosem, lecz Dyck zrozumiał go.

- Cóż robić? Czy wytrzymacie dotąd, do­póki zejdę z wieży i sprowadzę ludzi?

- Nie, me wytrzymam nawet dziesięciu minut — odparł John.

Zapanowało milczenie. Potem dzwonnik zawołał:

- Niech pan weźmie duży żelazny klucz i przekręci skazówki — poczem umilkł i znów opuścił głowę.

Dyck zrozumiał: trzeba się śpieszyć! Od­szedł więc od okna i wkrótce znalazł klucz, wło­żył go w kwadratowy koniec osi i zaczął powoli nim obracać. Była to niełatwa praca, lecz nie żałował wysiłku, gdyż wiedział, że w ten spo­sób przysuwa Pohltona do okna i — kiedy duża skazówka dojdzie do cyfry IX, Pohlton będzie w stanie bez większych trudności wleźć przez okno.

Zamierzał już wyjrzeć, by sprawdzić stan rzeczy, gdy nagle poczuł, że ciśnienie na skazówkę zmniejszyło się. W oknie ukazał się cień: Pohlton ześliznął się z framugi okiennej i jak nieczuła masa runął na podłogę. Był ocalony!

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Będę musiał nastawić zegar jak się na­leży. Mam nadzieję, że nie złamał się? — oto pierwsze słowa, jakie wymówił Pohlton, odzy­skawszy przytomność i z uczuciem wdzięczności uścisnął dłoń Dycka.

Źródło: „Na Posterunku”, J. Jencks, przełożył Włodzimierz Słobodnik, nr 19-20/1928, zdj. NAC

  • Kościół katolicki - wieża kościelna
Powrót na górę strony