Pod groźbą skazówki zegarowej cz. 4
Rozmyślając tak, podbiegł do okienka cyferblatu. Pohlton wciąż jeszcze znajdował się na dawnem miejscu; duża skazówka wskazywała trzydzieści siedem minut na piątą; Dyck głośno zawołał dzwonnika: tamten nie odpowiedział.
- Byleby tylko nie stracił przytomności — wyjęczał Dyck. O, gdybym mógł zatrzymać ten okropny zegar!
Rozpaczliwym wzrokiem ogarnął Dyck pokój i nagle ujrzał kawałek żelaznej poręczy, który wydarła deska.
- To mi się przyda — pomyślał.
I podniósłszy kawał żelaza, włożył go między dwa największe zębate koła. Rozległo się skrzypienie i zgrzytanie; zęby kół z ogromną siłą wgryzły się w żelazo, koła nagle zatrzymały się; wahadło powoli, bezdźwięcznie zakołysało się i po kilku sekundach zamarło.
Dyck znów podbiegł do okna. Pohlton leżał, uczepiwszy się wskazówki, z bezwładnie opuszczoną głową, jakgdyby stracił przytomność
- Pohlton! — zawołał Dyck.
John powoli podniósł głowę; miał w sobie ducha starego marynarza i na dźwięk swego imienia odparł okrzykiem morskim:
- „Eja!“
- Trzymajcie się! Zatrzymałem zegar — znów zawołał Dyck. Jak was tu sprowadzić?
John Pohlton ożył; podniósł głowę i odparł głośniej, niż przedtem:
- Nie mogę przekroczyć skazówki.
- Widzę to. A czy nie moglibyście przepełznąć przez nią?
- Zlodowaciała i jest zbyt wysoka — rzekł Pohlton.—Poślizgnę się. Cały kamienny pierścień, okalający zegar, jest okryty grubą warstwą lodu. Zupełnie straciłem siły i nie mógłbym dosięgnąć okna.
Pohlton wykrzykiwał to urywanym głosem, lecz Dyck zrozumiał go.
- Cóż robić? Czy wytrzymacie dotąd, dopóki zejdę z wieży i sprowadzę ludzi?
- Nie, me wytrzymam nawet dziesięciu minut — odparł John.
Zapanowało milczenie. Potem dzwonnik zawołał:
- Niech pan weźmie duży żelazny klucz i przekręci skazówki — poczem umilkł i znów opuścił głowę.
Dyck zrozumiał: trzeba się śpieszyć! Odszedł więc od okna i wkrótce znalazł klucz, włożył go w kwadratowy koniec osi i zaczął powoli nim obracać. Była to niełatwa praca, lecz nie żałował wysiłku, gdyż wiedział, że w ten sposób przysuwa Pohltona do okna i — kiedy duża skazówka dojdzie do cyfry IX, Pohlton będzie w stanie bez większych trudności wleźć przez okno.
Zamierzał już wyjrzeć, by sprawdzić stan rzeczy, gdy nagle poczuł, że ciśnienie na skazówkę zmniejszyło się. W oknie ukazał się cień: Pohlton ześliznął się z framugi okiennej i jak nieczuła masa runął na podłogę. Był ocalony!
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Będę musiał nastawić zegar jak się należy. Mam nadzieję, że nie złamał się? — oto pierwsze słowa, jakie wymówił Pohlton, odzyskawszy przytomność i z uczuciem wdzięczności uścisnął dłoń Dycka.
Źródło: „Na Posterunku”, J. Jencks, przełożył Włodzimierz Słobodnik, nr 19-20/1928, zdj. NAC