Katastrofa „Titanic’a” w 1912 r. cz. 1
W poniedziałek 15 kwietnia 1912 r. wstrząsnęła całym światem cywilizowanym wieść o zatonięciu transatlantyckiego parowca angielskiego linji White-Star — „Titanic’a“. Bezprzykładna ta w dziejach żeglugi morskiej katastrofa wydarzyła się ze statkiem, który odbywał swoją pierwszą podróż i miał pobić wszelkie osiągnięte do ówczesnego czasu rekordy szybkości.
Był to kolos o 45.000 ton pojemności, posiadający wszelkie najnowsze urządzenia techniki i zaopatrzony w doskonałą stację radjotelegraficzną oraz aparat do wysyłania sygnałów podwodnych. Pomieszczenia dla pasażerów wszystkich trzech klas były urządzone z komfortem, niemal z przepychem. Okręt posiadał luksusowe kabiny, sale gimnastyczne, boiska tenisowe, wspaniałe pokłady, baseny kąpielowe, salony reprezentacyjne, sale balowe, estrady teatralno-koncertowe, welodrom i t. d. i t. d. Każdy z czterech kominów był tak duży, że mogły przezeń przejechać swobodnie po dwa pociągi równocześnie. Na pokładzie znajdowało się około 2.500 ludzi, z tego około 1.000 załogi. Można sobie wyobrazić ile prowiantu musiano zgromadzić dla pasażerów i załogi. W kabinie pocztowej znajdowało się 7 miljonów listów i przesyłek pocztowych w 3.500 workach. Statkowi powierzono miljonowe wartości: same przesyłki jubilerskie w liczbie 29 oceniano na 56 miljonów funtów szterlingów (!!). Wśród pasażerów znajdowało się wielu ludzi o znanych i sławnych nazwiskach, a wiec John Jacob Astor, wnuk amerykańskiego króla hotelowego z żoną, mjr. Bult, adjutant ówczesnego prezydenta Stanów Zjedn. Tafta, król kolejowy Karol Hays, król miedziany Benjamin Gugenheim, bankier Wiedener z Filadelfji, powieściopisarz Futrelle, sędziwy apostoł pokoju Wiljam Tomasz Stead, stary Izydor Strauss, właściciel największych domów handlowych N.-Yorku, prezydent linji White-Star (której „Titanic" był własnością) Bruce Ismay oraz inżynier Rndrews, konstruktor „Titanic’a“.
„Titanic" wypłynął z portu rano 8 kwietnia 1912 r. Początkowo podróż odbywała się bez jakichś nadzwyczajności. W niedzielę dn. 14.IV okręt żeglował pod pełną parą po gładkiej jak stół i zimnej jak lód powierzchni morza. Nastała noc, szybkość okrętu wynosiła 21 węzłów na godzinę. Śruby okrętowe pracowały bez zarzutu, robiąc 78 obrotów na minutę. Ponieważ marzec i kwiecień jest okresem tajania lodów podbiegunowych, które w olbrzymich odłamach spływają z prądami morskiemi ku południowi, ku ciepłym krajom, aby tam roztopić się ostatecznie, przeto „Titanic" spotykał na swej drodze takie zwały lodowe.
Ostrzegano przed nimi komendanta okrętu, kap. Smitha, który to jednak zlekceważył, ponaglany o pośpiech przez prezesa linji okrętowej Ismaya. Ten za wszelką cenę chciał osiągnąć niebywały rekord szybkości i pobić konkurencję wszystkich innych llnij okrętowych, francuskich i amerykańskich.
W nocy z niedzieli na poniedziałek wydano olbrzymi bal—na pożegnanie, za kilkanaście bowiem godzin spodziewano się przybić do N.-Jorku. Sala balowa rozbrzmiewała muzyką, tańcami i wesołością. Okręt prowadził pierwszy oficer mr. Mudolock. I on niewiele troszczył się o góry lodowe nawet wówczas, gdy dyżurny bosman zameldował mu o zbliżającym się wielkim odłamie lodu, który wystawał z wody. Nawet kursu nie zmienił. Widać było, że żałował każdej minuty opóźnienia. Rekord szybkości musiał być osiągnięty!!! Kazał tylko zapalić reflektory, które z oślepiającym blaskiem odbiły się od śnieżnej bieli lodowej i nagle zdrętwiał: bryła lodu wystawała z wody na jakieś 300 metrów, ponieważ zaś każda góra lodowa zanurza w wodzie dziewięć dziesiątych części swej objętości, a tylko jedna dziesiąta wystaje ponad powierzchnię, trzeba zatem za wszelką cenę ominąć ją zdaleka. Tymczasem „Titanic" zbliżał się do przeszkody z przerażającą szybkością. Mr. Mudolock przekręcił rozpaczliwie koło sterowe, ale — było już za późno. W parę sekund nastąpiło zderzenie. „Titanic" uderzył w podwodną cześć góry lodowej. Okręt, zbudowany z 45 miljonów kg. żelaza, zatrząsł się i stanął, pasażerowie jednak nie zauważyli prawie tego uderzenia, tak potężny był „Titanic" w swej masie. Jednak przód okrętu uległ kompletnemu zniszczeniu, pokłady przednie zdruzgotane, a czoło statku zmieniło się w jakąś bezkształtną masę żelastwa. Hermetyczne ściany okrętu i pokład główny popękane i porozrywane jakby były z tektury. Woda poczęła się gwałtownie, całemi strumieniami wdzierać do wnętrza. Na śródokręciu, gdzie bawiono się w najlepsze, odczuto tylko lekki wstrząs, to też na zapytania pasażerów, oficerowie odpowiadali uspokajająco: „To bagatela, zderzyliśmy się z górą lodową, taki jednak okręt jak „Titanic" nie może zatonąć. To niemożliwe". Zabawa więc powróciła do pierwotnego tempa.
Źródło: „Na Posterunku”, nr 17/1928, zdj. NAC