Katastrofa „Titanic’a” w 1912 r. cz. 3
Prace ratownicze trwały 7 godzin, od 4-ej rano do 11-ej przedpołudniem. „Carpathia" otrzymała pierwszy sygnał alarmowy w 5 minut po wysłaniu go z „Titanic’a“, t. j. o godz. 23 i 55 min. i przy największym wysiłku maszyn i załogi przybyła na miejsce wypadku w ciągu 4-ch godzin, zboczywszy natychmiast z własnego kursu podróży. Na miejscu katastrofy zastała jednak tylko trochę piany i pływających desek oraz sprzętów pokładowych. Po kwadransie wyłowiono pierwszego rozbitka w pasie ratunkowym. Był to bohaterski radjotelegrafista Philipps, który zaraz umarł z zimna i wyczerpania po wyciągnięciu go na pokład. Potem odszukano łodzie i innych rozbitków. Ogółem uratowano 705 osób, z tego 206 marynarzy (z ogólnej liczby 895), czterech oficerów (z 22-ch), 202 pasażerów I kl. (z 341), w tem 154 kobiet i dzieci, 115 pasażerów II kl. (z 262), w tem 88 kobiet i dzieci oraz 178 podróżnych III kl., w tem 84 kobiet i dzieci. Utonęło natomiast 1635 osób wraz z kapitanem Smithem oraz wszystkie skarby zgromadzone na „Titanic’u“.
Pierwszą wiadomość o katastrofie przesłano do N. Jorku w niedzielę rano. Depesza była jednak krótka i nie zawierała żadnych szczegółów. Dopiero wieczorem podał wiceprezes linji White-Star, Franclin, komunikat do prasy, że „Titanic" zderzył się z górą lodową, lecz o własnej sile i pod własną parą steruje do portu w Halifax. Wszyscy pasażerowie są uratowani. Tymczasem o godz. 10-ej wieczór nadesłał komendant „Carpathii" radjogram, że wyratował tylko 705 osób, a reszta utonęła. Łatwo sobie wyobrazić oburzenie publiczności na tendencyjne fałszerstwo wiadomości przez linję okrętową. W mieście wybuchła niemal rewolta. Podniecenie doszło do punktu wrzenia, gdy w ciągu 2 następnych dni nie uzyskano znikąd ani jednego słowa szczegółów o katastrofie. Podejrzewano jakieś machinacje i rzeczywiście późniejsze dochodzenia wykazały, że biuro linji White Star fałszowało wszystkie depesze lub ukrywało je wogóle. Telegrafistom „Carpathii“ ofiarowano bajońskie sumy za przemilczenie szczegółów wypadku. Kapitan „Carpathii" odmówił nawet wyjaśnień dwu krążownikom, wysłanym naprzeciw z wojennej marynarki. Spekulowano na nieszczęściu ludzkiem w związku z kombinacjami ubezpieczeniowemi. Dopiero pod presją rządu washingtońskiego „Carpathia" zaczęła po 2 dniach telegrafować nazwiska uratowanych. Wreszcie wieczorem trzeciego dnia we środę nadeszła depesza, że „Carpathia" za pół godziny wjedzie do portu w N. Jorku. Tłumy ludzi obiegły port; trzeba było zmobilizować silne oddziały policji, pomoc lekarską i towarzystw dobroczynnych.
Gdy „Carpathia" przybiła do doku i przerzucono pomost na ląd, cisza śmiertelna zapanowała wokoło. Zaczęto wyprowadzać rozbitków, a był to faktycznie obraz nędzy i tragedji ludzkiej, fizycznej i duchowej. Kobiety i mężczyźni, dzieci i wyrostki, chłopcy i dziewczęta, starzy i młodzi schodzili po pomoście, wpadając w objęcia rodziców, krewnych czy znajomych. Innymi musiały zająć się towarzystwa dobroczynne. Ubiory też były oryginalne: panowie we frakach, smokingach, wieczorowych strojach albo znowu w pidżamach, nocnych koszulach i t. d. Jedne panie w sukniach balowych, inne w nocnej bieliźnie. Jedni w pożyczonych lub podarowanych ubraniach przez pasażerów „Carpathii-, drudzy— w pozszywanych naprędce kocach, pledach i kołdrach: to chorzy i ranni, których było kilkudziesięciu. Pasażerowie „Carpathii" przyjęli rozbitków z najdalej idącem oddaniem: ofiarowali im wszystko, kabiny (sami spali w kurytarzach, na ziemi, w łazienkach i t. d.), ubrania, ciepłe okrycia, pledy, pieniądze. Reszta oczekujących w porcie na swoich bliskich—nie doczekała się ich już nigdy.
Teraz wytoczono setki spraw sądowych o odszkodowanie. Towarzystwa ubezpieczeniowe wypłaciły ich ogółem na sumę przeszło 47 miljonów dolarów. Budowa „Titanica” kosztowała 160 miljonów dolarów, a ubezpieczenie jego wynosiło 1 mil. funtów szterlingów.
Drugi podobny przykład katastrofy w historji żeglugi morskiej pod względem tragizmu znajdujemy już w czasie wojny światowej, gdy Niemcy storpedowali szpitalny statek - Luzytanję.
Źródło: „Na Posterunku”, nr 17/1928, zdj. NAC