Straszne ostrzeżenie cz. 1
Robert Weston wesoło kroczył gwarną ulicą, okazując przypływ psychicznych i fizycznych sił i odczuwając, że życie jest piękne, nie¬skończenie piękne i radosne. Był zupełnie zdrów, interesy jego szły doskonale i niedługo miał ożenić się z dziewczyną, którą kochał. Wszystko uśmiechało się do niego w ten jasny, promienny dzień.
Ha ulicy, którą szedł do swego adwokackiego biura, mieścił się na przeciwległej stronie sklep z wyrobami marmurowemi Symsona i spółki; za ogromną jego szybą wystawową z wspaniałego lustrzanego szkła stały rozmaite pomniki nadgrobne. Mijając sklep, Weston przypadkowo spojrzał na nie i nagle z przerażenia zbladła mu twarz, a oczy rozszerzyły się i zamarły: na gładko wypolerowanej powierzchni wielkiej czarnej płyty marmurowej ujrzał ni mniej ni więcej, jak własne swe imię, nazwisko, nazwę miesiąca i rok... Całego napisu nie mógł przeczytać, gdyż inne płyty marmurowe przesłaniały go — lecz wyraźnie ujrzał swe nazwisko „Robert Weston", pod niem słowo „Maja-, a niżej liczbę 191..., napisaną „martwemi literami", to znaczy od prawej strony na lewo.
Przez kilka sekund młodzieniec z przerażeniem patrzał na kamień: nagle napis zniknął jak widmo i znów ujrzał tylko czarną płytą marmurową. Napróżno przywarł twarzą do szyby: na marmurze nic nie było widać. Uśmiechnął się więc na myśl, jakiego to figla spłatała mu wyobraźnia i przysiągłszy sobie w duchu, że nigdy już nie będzie jadł tak ciężkich potraw, jak homar, poszedł do swego biura. Jednak pomimo to nie mógł zapomnieć w ciągu całego dnia o tym napisie i prawie że niegrzecznie odpowiedział pannie piszącej na maszynie, gdy zapytała go o zdrowie.
Nazajutrz Weston omal że zupełnie zapomniał o dziwnym wypadku, lecz mijając sklep wyrobów marmurowych, mimowoli spojrzał na wystawą. Marmurowa płyta lśniła gładką powierzchnią, to też roześmiał się w duchu, przypomniawszy sobie igraszkę swej wyobraźni. Magle na sekundę Weston ujrzał te same słowa: „Robert Weston... Maja... 191...“. Liczba miesiąca i ostatnia cyfra roku znikała za kamieniami stojącemi przed czarnym pomnikiem.
Westonowi zlodowaciała krew; zrobiło mu się niedobrze: powolnym krokiem poszedł do swego kantoru i od tego czasu przyjaciele zaczęli spostrzegać dziwną zmianę, jaka w nim zaszła. Twarz jego wydłużyła się i okryła ziemistą bladością: szerokie ciemne kręgi pod oczami świadczyły o bezsennych nocach, zaczął zaniedbywać swe interesy i godzinami wystawał przed oknem składu wyrobów marmurowych, z przerażeniem wpatrując się w czarną płytę marmurową. Jeżeli zaś zaczepiał go któryś z jego znajomych, Weston mruczał coś niezrozumiałego i szybko odchodził, lecz wkrótce znów wracał na stare miejsce przed szybę wystawową. Straszny napis widział tylko o tej porze, o której po raz pierwszy zauważył go. Napis zjawiał się wówczas na jedną chwilę, wyraźny, dokładny i potem znikał.
Pewnego razu Weston wszedł do sklepu i udając, że chce coś kupić, uważnie obejrzał tę płytę marmurową, która zatruwała mu życie. Lecz nic szczególnego nie znalazł w niej i nie ujrzał na gładkiej jej powierzchni najmniejszej nawet rysy.
W nadziei, że wkrótce przekona się, iż to wszystko jest poprostu złudzeniem wzroku, podrażnionego imaginacją, młody adwokat zwrócił się do najlepszego okulisty w mieście. Lecz tamten powiedział mu, że ma zupełnie zdrowe oczy; lekarz chorób wewnętrznych również nie znalazł w ciele Westona żadnych wad.
Wkrótce zaczęto mówić na mieście, że z Westonem dzieje się coś niedobrego. Mówiono o nim, że pije wódkę i używa jakichś silnych narkotyków. Wyglądało na to, że Weston marnował się.
Napróżno Robert usiłował zapomnieć o codzień powtarzającym się napisie, który prześladował go jak widmo. Zamierzał nawet wyjechać na miesiąc na wieś, lecz wyjechawszy, po trzech dniach wrócił do Londynu i znów całemi godzinami wystawał przed szybą wystawową składu wyrobów marmurowych.
Koło piętnastego kwietnia stan Westona o tyle pogorszył się, że ludzie do reszty uwierzyli, że młody adwokat upija się i narkotyzuje. Nawet narzeczona jego uwierzyła niepochlebnej famie o nim i oświadczyła biedaczynie, że jest wolny... Lecz Weston do tego stopnia był zajęty swym koszmarem, że nawet zerwanie z ukochaną dziewczyną nie wytrąciło go z tego stanu, w jaki zapadł.
Źródło: „Na Posterunku”, nr 50/1928, E. Smyth, przełożył Włodzimierz Słobodnik, zdj. NAC