Aktualności

Pies policyjny cz. 1

Data publikacji 26.04.2022

Wiem zgóry, co powiecie. Podług Was, mały czarny pinczer o jedwabistej szerści nie jest psem policyjnym? Proszą! Ze nosicie mundury policyjne, to już macie znać się na wszystkiem? Co za pewność siebie! Zresztą zaraz Was, Czytelnicy, przekonam. Zwierz, o którym dziś piszę, pomimo Wasze wzruszania ramionami, jest takim psem. Nazywa się, jeśli dobrze pamiętam, Kruczek, a należy do pewnego wysokiego oficera policji.

Skąd go znam? To właściwie nikogo nie obchodzi. Zresztą dobrze, powiem. Znam Apolinarego Gzymsa—pijaka, poetę, a w wolnych sekundach pracowitego żywota—malarza od samochodów. Ten to Apolinary Gzyms opowiadał mi o psie Kruczku, którego usłyszał, kiedy odniósł portret samochodu „Fiat" panu inspektorowi. Napisałem „usłyszał", gdyż groźny ten czworonóg zdradzał nienawiść do spodni malarskich i został przezornie zamknięty podczas wizyty artysty. Gzyms zapragnął jednak również „zobaczyć" stworzenie tak hałaśliwe i tak nieżyczliwe dla ludzi sztuki.

Na pokorne życzenie malarza dostojnik wzruszył ramionami:

- Gotów się na pana rzucić, nie znosi zapachu farby.

Gzyms jednak uparł się:

- Bardzo kocham psy.

Kruczek został wpuszczony. Było coś komicznego w tem małem jedwabistem stworzeniu, z figlarnie zakręconym ogonkiem, wesoło błyszczącemi, czarnemi ślepkami, a jednocześnie groźnie wyszczerzonym garniturem prawdziwych psich zębów.

Gzyms cmoknął.

- Kruczek, tu.

Ale Kruczek ujadał zawzięcie i ani myślał posłuchać.

- To pies policyjny?—zapytał malarz po chwili.

- To zależy, narazie pokojowy—odpowiedział inspektor, uśmiechając się nieznacznie.

Gzyms poczuł się dotknięty. Oczywista, że pokojowy, skoro włóczy się po mieszkaniu, ale rasa. Rasa napewno policyjna. Narazie jednak nie wiedział, co mówić. Zwierzę rzucało się w nagłym napadzie histerji wprost ku smętnym rurom, udającym na gwałt spodnie. Trzeba było niezwłocznie wyrzucić psa do kuchni.

- W tem coś jest—powiedział inspektor— on do pana czuje specjalną niechęć.

- Głupi pies—burknął Gzyms zły, że nie mógł pogłaskać pinczerka.—Ja tu przyjdę innym razem, przyniosą panu ostatni obraz: samochód Roilce-Royce na latarni.

- Dobrze. Czy jednak nie mógłby pan namalować kół po ludzku? One są zupełnie kwadratowe. Gdzież pan widział, do djabła, kwadratowe kołal?

- Pan nie rozumie nowej sztuki—odrzekł malarz. To jest skrót. Następnym razem przyniosę coś lepszego.

- Pewnie samochód na trójkątach.

- Może, — narazie dowidzenia.

- Ale, ale — czy mógłbym tego... zaliczkę... Wódka zdrożała.

- Pan widać maluje spirytusem — odrzekł z uśmiechem inspektor.—Jak tak dalej pójdzie koła zamienią się w linje proste, Ale mniejsza z tem, proszę...

Gzyms schował pieniądze i oglądając się niepewnie, czy Kruczek gdzie nie czatuje — wyszedł.

Źródło: „Na Posterunku”, nr 21/1928, Juliusz Wirski, zdj. NAC

  • Pies w domu
Powrót na górę strony