Aktualności

We własnych sidłach cz. 1

Data publikacji 17.05.2022

Mister William Bucie siedział w wygodnym klubowym fotelu w swoim gabinecie i przeglądał dzienną pocztą. Robił to codziennie przed południem z całą sumiennością, nie powierzając jej absolutnie nikomu, choć posiadał sekretarza i cały sztab urzędników. Był jeszcze w sile wieku i sprawami swoich cynkowni kierował osobiście. W trakcie przeglądania zaciekawił go pewien list bez nagłówka firmowego, zapewne treści prywatnej, nadany w Illinois, a wiec w miejscu pobytu mr. Bucle’a. Odłożył go jednak na stroną i dopiero po przejrzeniu reszty korespondencji odczytał jego treść, która brzmiała:

„Mister! Jako człowiek interesu, szanuję swój i pański czas, dlatego przedstawiam rzeczodrazu zasadniczo. Jestem w chwilowej potrzebie i do jutra, tj. do wtorku, do godz. 5-ej po południu, musze mieć 5000 dolarów, które mi Pan zechce łaskawie ofiarować. Gotówkę w banknotach studolarowych, zakopertowaną, proszą złożyć najlepiej osobiście (świadków uważam za co najmniej zbytecznych) w ogólnej poczekalni hotelu „Klondike" w szóstej wnęce, licząc od wejścia na prawo, poza posążkiem Neptuna. Depozyt proszę złożyć z zachowaniem wszelkiej ostrożności, bez zwrócenia nań czyjejkolwiek uwagi. Nie potrzebuję chyba ostrzegać Pana, że wtajemniczanie w nasz interes biura detektywów lub policji, z którą oddawna żyję w niezgodzie, w żadnej mierze nie jest wskazane i sprawę tylko może pogorszyć w odniesieniu do Pana. Dziękuję zgóry za pieniądze i wyświadczoną mi przysługę w nadziei, że nie będzie Pan żądał ode mnie rewanżu i pozostaję z poważaniem dla pańskiej osoby potrzebujący — nieznajomy".

- Bezczelna bestja—mruknął Bucie—ale, jeśli sądzi, że się dam nabrać, to nie jestem królem cynkowym.

Chwilę jeszcze rozważał, co ma uczynić, aż chwyciwszy słuchawkę telefonu, kazał połączyć się z prefekturą policji.

Wkrótce zjawił się ajent policji, który, wysłuchawszy doniesienia Bucle'a oraz obejrzawszy dokładnie list, zakonkludował:

- Podobne rzeczy zdarzały się już u nas, nie sądzę przeto, by nasz „nieznajomy" sprawił nam wiele kłopotu. Oczywiście pieniędzy nie damy, ale ponieważ musimy ująć złoczyńcę, zastosujemy się pozornie do jego życzenia.

Obiecawszy jeszcze powrócić dla omówienia z Bucle'm szczegółów dalszego postępowania, skierował się z zachowaniem możliwej ostrożności do hotelu „Klondike", aby obejrzeć teren działania.

Olbrzymia poczekalnia hotelu miała kształt kolisty. Ściany jej ozdobione były bogatemi sztukaterjami i mieściły w sobie 24 wgłębienia, w których ustawiono posągi. Każdy z posągów trzymał w ręce świecznik elektryczny, do którego dopływał prąd drutami ukrytemi wśród sztukaterji, a zbiegającemi się w centralnym węźle w przedsionku portjerni, gdzie (znajdował się także i kontakt. Wszystkie kandelabry oświetlano naraz za jednem przekręceniem kontaktu, a jakikolwiek błąd jednego z nich lub uszkodzenie jednego przewodu powodowało, że instalacja całej poczekalni przestała funkcjonować. Ten przestarzały system oświetlania pozostał jeszcze z dawnych czasów, kiedy zastosowania instalacyj elektrycznych nie rozwinęły się jeszcze z taką rozmaitością i pomysłowością, jak dzisiaj, i pozostał bez zmiany tem więcej, że opisywany wypadek miał miejsce przed 20-tu laty. Poczekalnia hotelowa zawalona była od wczesnego rana do późnego wieczora wszelkiego rodzaju interesantami i gośćmi hotelowymi. Ruch panował tam niczem w mrowisku, tak że niezmiernie łatwo mógł każdy wejść do środka niespostrzeżenie i wyjść również niezauważonym. Wgłębienia z posągami miały podstawy na wysokości głowy dorosłego człowieka, to też nie przedstawiało żadnej trudności wrzucić tam lub wyjąć z niszy cośkolwiek bez zwrócenia uwagi.

Źródło: „Na Posterunku”, nr 21/1928, zdj. NAC

  • Hol sanatoryjny
Powrót na górę strony