Policjanci w Powstaniu Warszawskim. Ludzie, miejsca, przedmioty.
Bolesław Kontrym, Lucjan Fajer, Stanisława Filipina Paleolog, czy Marian Kozielewski to tylko niektóre z nazwisk funkcjonariuszy, którzy wsławili się swoimi działaniami. A epizody takie jak zdobycie budynku PAST-y, czy szturm na kościół św. Krzyża i sąsiadującą z nim Komendę Policji to dowód heroizmu policjantów walczących w powstańczych szeregach.
„Policjanci w Powstaniu Warszawskim” to historia walki funkcjonariuszy przedwojennej Policji Państwowej, Policji Województwa Śląskiego, okupacyjnej „policji granatowej” oraz konspiracyjnych służb porządkowych, jak Państwowy Korpus Bezpieczeństwa w Powstaniu Warszawskim.
1 sierpnia 1944 roku o godzinie 17.00, Armia Krajowa oraz inne organizacje konspiracyjne poderwały się do nierównej walki, aby wyzwolić miasto po 5 latach brutalnej niemieckiej okupacji.
„Chcieliśmy być wolni, i wolność sobie zawdzięczać” słowa wypowiedziane przez delegata rządu na kraj, przywódcę Polskiego Państwa Podziemnego Jana Stanisława Jankowskiego oddają sens Powstania Warszawskiego.
Walka, w założeniach, miała trwać parę dni. Warszawa walczyła 63 dni.
W szeregach powstańczej armii znaleźli się polscy policjanci. Służyli w oddziałach Armii Krajowej, Narodowych Sił Zbrojnych i innych organizacji, a przede wszystkim w Państwowym Korpusie Bezpieczeństwa czyli w „powstańczej policji”.
Decyzję o wybuchu powstania podjął 31 lipca 1944 r. Komendant Główny Armii Krajowej
gen. Tadeusz „Bór” Komorowski w porozumieniu z Janem Stanisławem Jankowskim, Delegatem rządu RP na Kraj,
Tego samego dnia Komendant Okręgu Warszawskiego AK, płk. Antoni Chruściel „Monter” wyznaczył godzinę W na następny dzień 1 sierpnia, na 17.00.
Gen. Antoni Chruściel „Monter”
Komendant Warszawskiego Okręgu Armii Krajowej,
Źródło: Domena publiczna
W pierwszych dniach zdobyto szereg ważnych obiektów, nierzadko bronionych zaciekle przez Niemców. Opanowano znaczne obszary miasta. Dzielnice: Śródmieście, Powiśle, Stare Miasto, Żoliborz, Wola, Ochota, Mokotów i Czerniaków, stały się powstańczymi bastionami, gdzie ludzie poczuli się wolni. Na Pradze powstanie trwało kilka dni.
Niemcy, od pierwszych dni sierpnia zaczęli pacyfikację miasta. Niemiecki garnizon Warszawy wraz ze wsparciem formacji policyjnych i SS, dokonują masowych egzekucji ludności cywilnej na Woli i Ochocie. Bombardują i ostrzeliwują ogniem artylerii, niszcząc całe kwartały miasta. Wziętych do niewoli powstańców rozstrzeliwują.
Dostępu do Starego Miasta w rejonie cmentarzy żydowskiego, powązkowskiego, ewangelickich broni zgrupowanie, dowodzone przez płk. Jana Mazurkiewicza „Radosława”. W skład zgrupowania wchodziły najlepsze powstańcze oddziały: bataliony „Zośka”, „Parasol”, „Pięść”, „Czata 49” i inne jednostki. W batalionie „Pięść”, a potem „Czata 49” walczył pluton złożony z policjantów z komendy „policji granatowej” z ulicy Ciepłej 13.
Na Starym Mieście powstańcza armia broniła się do początków września. Wobec ogromnej przewagi wroga i praktycznie całkowitego zniszczenia dzielnicy ewakuowano kanałami kilka tysięcy powstańców. Na Starym Mieście służyło wielu policjantów. Lucjan Fajer „Ognisty”, przedwojenny biegły policyjny w daktyloskopii był zastępcą dowódcy batalionu „Gozdawa”, a dowódcą oddziałów PKB, które zdobyły budynek Ratusza i Pałac Blanka na placu Teatralnym był Władysław Kozakiewicz „Barry” kierujący ochroną jedynego włazu kanałowego na Placu Krasickich w czasie ewakuacji Starówki na początku września.
Pod naporem wojsk niemieckich padły Powiśle, Czerniaków. Pod koniec września kapitulują Mokotów i Żoliborz.
Śródmieście było dzielnicą która walczyła do końca. Tutaj też odniesiono największe powstańcze sukcesy, jak zdobycie PAST-y przy ulicy Zielnej, czy też małej PAST-y przy ulicy Pięknej.
Dowództwo AK zdawało sobie sprawę, że dalsza walka nie ma sensu. Duże straty wśród żołnierzy i ludności cywilnej, brak perspektyw na pomoc z zewnątrz, braki żywności oraz medykamentów, tysiące rannych stały się przyczynkiem do podpisania honorowego zakończenia walk.
2 października 1944 r. warszawskie oddziały złożyły broń.
W czasie 63 dni walk, Warszawski Korpus AK, stracił 10 tys. poległych, 6 tys. zaginionych, i uznanych za zabitych, 20 tysięcy powstańców zostało rannych.
Straty ludności cywilnej szacuje się pomiędzy 150 a 200 tys., głównie zabitych lub pomordowanych w masowych egzekucjach. Około 500 tys. warszawiaków zostało wypędzonych z miasta i skazanych na obozy koncentracyjne, przymusowe roboty lub poniewierkę.
Dzięki biogramom na stronie Muzeum Powstania Warszawskiego można ustalić w przybliżeniu, że ponad 50 powstańców było związanych z Policją Państwową, „policją granatową” lub służyło w Państwowym Korpusie Bezpieczeństwa. Około 10 z nich poległo. Prawie setka policjantów została zamordowana w czasie pacyfikacji Warszawy przez Niemców w masowych egzekucjach.
W szeregach powstańczej armii znajdujemy wielu policjantów:, cichociemni - Bolesław Kontrym „Żmudzin”, Zygmunt Milewicz „Róg”, Tadeusz Starzyński „Gzyms”, Michał Parada „Dąb”, funkcjonariusze policji - Marian Kozielewski, Bolesław Buyko, Zbigniew Czyż, Stanisława Paleolog i wielu innych.
W planach powstańczych było zajęcie wszystkich 27 komisariatów „policji granatowej” oraz innych obiektów policyjnych. W nich miały funkcjonować jednostki Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa.
Powstańcom udało się w Śródmieściu zająć komisariaty: VI przy ul. Miedzianej 5, VII przy ul. Krochmalnej 56, VII przy ul. Śliskiej 52, X przy ul. Szpitalnej 7, XI przy ul. Poznańskiej 11. Chwilowo zajęto Koszary Rezerwy Policji przy ul. Ciepłej 13.
Największym sukcesem powstańczym było zajęcie komendy policji oraz kościoła św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu w dniu 23 sierpnia 1944 r.
Na Starym Mieście zajęto dwa komisariaty: II przy ul. Kapucyńskiej 19 oraz XII przy ul. Daniłowiczowskiej 10, a także na tej samej ulicy pod numerem 3 Urząd Śledczy i pod numerem 7 więzienie.
Na Pradze, chwilowo zajęto komisariat XIV przy ul. Wileńskiej 11.
Zanim opowiemy o policjantach w powstaniu warszawskim przypomnijmy jakie służby porządkowe, oficjalne i konspiracyjne działały w okupowanej przez Niemców Warszawie.
„Policja granatowa”
Generalny gubernator Hans Frank wydał 17 grudnia 1939 roku, zarządzenie o organizacji Polnische Polizei im Generalgouvernement (Policji Polskiej Generalnego Gubernatorstwa). Grożąc surowymi karami zmuszono przedwojennych polskich policjantów do stawienia się w szeregi i zarejestrowania się we wskazanych urzędach.
W punkcie 10. zarządzenia czytamy: „polska policja jest zobowiązana do wykonywania rozkazów służb niemieckich, a nieprawidłowe wykonanie rozkazu lub odmowa jego wykonania są karane natychmiastowym odwołaniem, specjalnymi karami lub natychmiastową karą śmierci”.
Znaczna część policjantów podporządkowała się niemieckiemu zarządzeniu głównie z obawy o los własny i bezpieczeństwo bliskich. Zapewne część wstąpiła do nowej służby kierując się względami praktycznymi – praca zarobkowa, utrzymanie rodziny. W szeregi „granatowej policji” trafili też funkcjonariusze, którzy przed 1939 r. służyli w Policji Państwowej na terenach wcielonych bezpośrednio do Rzeszy. Z czasem w szeregi policji granatowej wstępowali funkcjonariusze zwalniani z obozów jenieckich.
Funkcjonariuszy przedwojennej polskiej służby śledczej wcielano do policji bezpieczeństwa (Sicherheitspolizei), do wydziału V, czyli policji kryminalnej (Kriminalpolizei). Z kolei „policja granatowa” została stworzona, jako formacja, podporządkowana bezpośrednio niemieckiej policji porządkowej (Ordnungspolizei) i Kreishauptmannom, czyli starostom.
Na początku wojny podstawowe działania „policji granatowej” koncentrowały się na utrzymaniu porządku i zwalczaniu przestępczości pospolitej.
W 1944 r. „policja granatowa” liczyła 12-13 tys. funkcjonariuszy.
Szacuje się, że 25 do 30 % funkcjonariuszy było w mniejszym lub większym stopniu związanych z podziemiem. Najczęściej ostrzegali przed aresztowaniem, przechwytywali donosy, przekazywali informacje o niemieckich zamierzeniach. Byli tacy, którzy robili coś więcej. Prowadzili rozpoznanie, ochraniali osoby, spotkania lub lokale konspiracyjne, a nawet brali udział w akcjach likwidacyjnych, których celem byli niebezpieczni dla Polaków członkowie niemieckiej policji porządkowej, Gestapo lub Polacy, którzy zbyt gorliwie z nimi współpracowali.
W okupowanej Warszawie służyło około 1200 tzw. granatowych policjantów
Komendanci „policji granatowej” w Warszawie: inspektor Marian Kozielewski - od października 1939 roku do aresztowania przez Niemców 7 maja 1940 roku, inspektor Aleksander Reszczyński - od 26 czerwca 1940 roku do 4 marca 1943 roku, zamordowany przez członków grupy bojowej komunistycznej Gwardii Ludowej, inspektor Franciszek Przymusiński - po śmierci Reszczyńskiego, do wybuchu powstania w Warszawie. W momencie wybuchu Powstania Warszawskiego przebywał w komendzie policji przy ulicy Krakowskie Przedmieście, gdzie był zatrzymany wraz z wieloma innymi policjantami, jako zakładnik do wyzwolenia 23 sierpnia 1944 roku.
Wszyscy komendanci współpracowali z wywiadem i kontrwywiadem ZWZ / AK, a zwłaszcza z referatem 993/P Oddziału II, jako członkowie struktur podziemnych lub niezależnie.
Odezwa generalnego gubernatora Hansa Franka do urzędników Policji Polskiej z 30 października 1939 r.
Źródło: Domena publiczna
Państwowy Korpus Bezpieczeństwa
Równolegle do tworzonej przez Niemców Polskiej Policji, Polskie Państwo Podziemne tworzyło zakonspirowaną organizację porządkową – Państwowy Korpus Bezpieczeństwa.
PKB, podlegając dowództwu Armii Krajowej, stanowił ważne narzędzie walki z hitlerowskim okupantem, a w momencie wybuchu powstania powszechnego miał przejąć rolę służb porządkowych. Miał stanowić także narzędzie sabotażu i dywersji przeciw zarządzeniom władz okupacyjnych skierowanych przeciwko ludności cywilnej.
Twórcą PKB, był podinsp. Marian Kozielewski, przedwojenny Komendant PP miasta stołecznego Warszawy. Od grudnia 1939 r. już w stopniu inspektora, był pierwszym komendantem Policji Polskiej Generalnego Gubernatorstwa (tzw. granatowej policji) na miasto Warszawę.
Od wiosny 1940 r. Kozielewski zaangażował się w tworzenie struktur Polskiego Państwa Podziemnego w Policji Polskiej. 7 maja 1940 r. został aresztowany przez Niemców, w ramach prowadzonej przeciwko polskiej inteligencji oraz członkom warstwy kierowniczej, akcji AB.
Zwolniony po rocznym pobycie w obozie koncentracyjnym Auschwitz, Marian Kozielewski włączył się w nurt pracy konspiracyjnej, przerwanej aresztowaniem.
Państwowy Korpus Bezpieczeństwa powstał ostatecznie 12 maja 1941 r.
Kozielewski od maja 1941 r. był pierwszym Inspektorem Głównym Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa i Straży Samorządowych, formacji policyjnych podległych Delegaturze Rządu na Kraj. Funkcję pełnił do listopada 1943 r.
W 1942 r. opracowano pierwszą strukturę organizacyjną PKB. Podzielona była na komendy wojewódzkie, złożone z kilku powiatów komendy obwodowe oraz powiatowe i rejonowe, w miastach komisariaty. Na czele Centralnej Służby Śledczej stał kapitan Bolesław Kontrym ps. Żmudzin, Cichocki. Od grudnia 1943 r. funkcję Inspektora Głównego PKB objął Stanisław Tabisz ps. Piotrowski.
W lutym 1944 r. na terenach okupowanych PKB liczył 463 oficerów i około 11 tysięcy funkcjonariuszy. Szacuje się, że w całej Warszawie służyło ok. 1000 funkcjonariuszy PKB.
W momencie wybuchu Powstania Warszawskiego opublikowano „Rozporządzenie Krajowej Rady Ministrów o rozwiązaniu korpusu Policji Polskiej i obowiązkach jego funkcjonariuszów”. W tym samym czasie na podstawie uchwalonych przepisów zdecydowano o powołaniu na terenie Generalnego Gubernatorstwa 9 batalionów PKB.
Wybuch walk powstańczych zaskoczył wielu konspiratorów z PKB. Mieli zdobyć 27 komisariatów policji granatowej. Nie wszędzie zadanie to powiodło się od razu. Niektóre komisariaty funkcjonariusze PKB przejmowali w kolejnych dniach powstania.
Dopiero 9 sierpnia wojskowe władze powstania ogłosiły, że jedyną organizacją porządkową jest Państwowy Korpus Bezpieczeństwa.
Funkcjonariusze PKB pełnili służbę patrolową. Przeprowadzali kontrolę dokumentów, zatrzymywali podejrzanych. Organizowali kuchnie polowe, punkty sanitarne oraz prowadzili ewidencję ludności, pomagając w dystrybucji pomocy społecznej. Tropili ukrywających się konfidentów gestapo. Prowadzili spisy zabitych i rannych, ewidencjonowali straty materialne oraz przechowywali dokumenty i rzeczy poległych. Nieliczni brali również udział w akcjach bojowych. Nadzorowali budowę studni, które później pilnowali. Do czasu, gdy jeszcze miało to sens, czuwali nawet nad utrzymaniem czystości. Doglądali, aby przy kamienicach powstały doły kloaczne i miejsca na odpadki.
O Państwowym Korpusie Bezpieczeństwa dowiesz się więcej na stronie Historia i Tradycja:
O Państwowym Korpusie Bezpieczeństwa na stronie Historia i Tradycja
Dwóch powstańców (ten po prawej uzbrojony w pistolet) prowadzących wziętego do niewoli po zdobyciu PAST-y jeńca niemieckiego ul. Jasną na wysokości gmachu Filharmonii.
Autor: Joachim Joachimczyk „Joachim” Źródło: Muzeum Powstania Warszawskiego
MPW-IN/9990
Opaska powstańcza należąca do funkcjonariusz Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa Opaska należała do podchorążego Stanisława Adama Floryana, ps. "Szary Adam", który był członkiem PKB m. st. Warszawy. Pełnił funkcję zastępcy kierownika I Komisariatu X Obwodu PKB przy ulicy ul. Szpitalnej 7 w Śródmieściu.
Zbiory Muzeum Powstania Warszawskiego
MPW-M-2787a
Policjanci w walce - ludzie i miejsca
Walki i zdobycie PAST-y
Ważnym obiektem który mieli zając powstańcy był kompleks budynków centrali telefonicznej znajdujący się przy ul. Zielna 39, potocznie nazywanych PAST–ą, od Polskiej Akcyjnej Spółki Telefonicznej. PAST-ę, mieli szturmować żołnierze Batalionu „Kiliński” pod dowództwem rotmistrza Henryka Leliwy Roycewicza z Obwodu I AK kierowanego przez płk. Henryka Pfeiffera „Radwana”.
Budynek PAST-y powstał w latach 1904 – 1910 jako siedziba centrali obsługującej sieć telefoniczną w Warszawie. Kompleks tworzyły dwa budynki z czego wyższy, przypominał wieżę średniowiecznego zamku o wysokości 64,5 metra.
W czasie okupacji centrala telefoniczna odgrywał ważną strategicznie rolę dla Niemców. Przez centralę przechodziły wszystkie połączenia telefoniczne Berlina z okupacyjnymi władzami Generalnego Gubernatorstwa oraz z całym frontem wschodnim. Niemcy w sposób szczególny starali się zabezpieczyli centralę. Wejścia do budynku chronił specjalnie wybudowany betonowy bunkier, a wewnątrz budynku przebywała stale dobrze uzbrojona, choć nieliczna załoga.
1 sierpnia 1944 r. w ramach wzmocnienia broniącej się niemieckiej załogi dotarło, przez Ogród Saski, wzmocnienie w postaci plutonu Schutzpolizei oraz innych mniejszych jednostek.
Ostatecznie załoga liczyła ok. 160 żołnierzy, dowodzonych przez doświadczonych oficerów SS. Cały czas Niemcy dostarczali zaopatrzenie z Ogrodu Saskiego i Marszałkowską od strony Dworca Głównego w Alejach Jerozolimskich.
Henryk Kopiński, „Heniek”, plutonowy z batalionu „Kiliński” wspominał:
„ Pierwszy to był gmach PASTY na ulicy Zielnej, który stoi do dnia dzisiejszego. To był cel naszego oddziału już w czasie konspiracji.
Niemcy już widocznie wiedzieli, że wybuchło Powstanie, gdzie indziej w Warszawie zorientowali się, że coś takiego jest i już trzymali się na miejscu. W PAŚCIE był oddział niemiecki. Na ulicy Zielnej przed PASTĄ jeszcze była filia radia. Myśmy zaatakowali najpierw tam, bo tam byli Niemcy. Od razu było kilka śmierci i rannych. Weszliśmy tam, szarżowaliśmy na "PASTĘ", nie udało nam się, bo tam było kilkaset Niemców, a myśmy byli nieuzbrojeni. Mieliśmy chyba dwa karabiny, zresztą skradzione Niemcom w czasie okupacji, troszeczkę granatów własnej roboty i butelki zapalające z benzyną dla zapalenia jakichś samochodów czy czołgów.
Musieliśmy cofnąć się właściwie do tego miejsca, gdzie Niemcy mieli oddział radia. Tam od nas już było kilku rannych, jeden zabity. Musieliśmy się cofnąć, bo tam była potęga, a myśmy nie mieli z czym iść.”
Pierwsza większa próba zdobycia PAST-y nastąpiła w nocy z 3 na 4 sierpnia z inicjatywy dowódcy I Obwodu ppłk. Radwana. Atak został przeprowadzony przez oddziały dyspozycyjne Obwodu i batalionu „Kiliński” pod dowództwem por. „Szarego” (Stanisław Silkiewicz) zastępcy dowódcy V batalionu.
Dowódcą całej akcji wyznaczony został kpt. CC. „Żmudzin” (Bolesław Kontrym) - dowódca kompanii w Zgrupowania „Bartkiewicz”, przedwojenny policjant, cichociemny. W trakcie tej akcji został ranny.
Atakujący wdarli się do budynku do wysokości pierwszego piętra, ale ze znacznymi stratami musieli się wycofać. Straty atakujących oddziałów z batalionu „Kiliński” ODB – oraz „Koszta” wyniosły łącznie 8 poległych i 18 rannych.
Nieudany atak uzmysłowił dowództwu AK, jak niebezpiecznym był budynek PAST-y w rękach niemieckich. Strzelcy wyborowi polowali na miejscową ludność, żołnierzy, kobiety, dzieci, a nawet rannych przenoszonych przez sanitariuszki. Strzelali do wszystkiego, co poruszało się w zasięgu ich broni.
Powstańcy ponawiali kolejne ataki na budynek.
13 sierpnia oddziały batalionu „Kiliński” opanowały kamienicę przy ul. Królewskiej 16.. Dzięki temu zamknięto drogę dla niemieckiego zaopatrzenia.
17 sierpnia dowódca I Obwodu ppłk „Radwan” - Edward Pfeiffer wyraził zgodę na użycie zaimprowizowanych miotaczy ognia do podpalenia budynku i pozbycia się w ten sposób niemieckiej obsady PAST'y. Szturmem dowodził osobiście dowódca batalionu „Kiliński” rtm. „Leliwa” - Henryk Leliwa-Roycewicz.
Późnym wieczorem 19 sierpnia rozpoczęto ostateczny szturm. Wzięły w nim udział siły batalionu „Kiliński”, wsparte przez pluton z 3 Kompanii Szturmowej Obszaru „Koszta” (ODB - 3), II drużynę saperów Okręgu i patrol minerek z Kobiecych Patroli Minerskich dr Zofii Franio.
Jan Gozdawa-Gołębiowski „Dziryt”, kapral podchorąży z Kompanii Ochrony Sztabu „Koszta”, wspomina moment walk w budynku PAST-y.
„Ataki poprowadzono przez wyłomy, w ścianach od strony ulic Próżnej i Bagno. W pewnym momencie włączono motopompy by polać budynek ropą a następnie podpalono. Niemcy wycofali się na górne kondygnacje. Za nimi przenoszono ogień na wyższe piętra. W momencie gdy grupy pościgowe doszły do ostatniego piętra, okazało się że nie ma tam Niemców. Nie mogąc uciekać wyżej zeszli szybem kablowym do pomieszczeń piwnicznych. Nie widząc możliwości dalszej ucieczki poddali się. Otóż byłem w plutonie szturmowym, „Koszta” go wystawiła, który miał nacierać od ulicy Próżnej poprzez wyłom zrobiony materiałem wybuchowym, do oficyny Pasty, bo Pasta była otoczona oficynami, których już teraz nie ma, oprócz jednej od ulicy Zielnej, dostać się na drugie piętro i łącznie z drugim plutonem „Koszty”, który robił wyłom od ulicy Bagno w tej oficynie, uderzyć na górny bastion, jaki stanowiła wieża. I faktycznie nasi saperzy Okręgu Warszawskiego z kapitanem „Jotesem” na czele założyli ładunek na drugim piętrze, w mieszkaniu prywatnym, bo mieszkanie prywatne dotykało oficyny Pasty. Właścicielka mieszkania mówi: „Panowie, czy tak musi być?”, bo zdawała sobie sprawę, że wybuch ładunku zniszczy mieszkanie, i odpowiadali: „Tak, proszę pani, niestety, tak musi być”. Ale widocznie ładunek źle był obliczony, bo nie tylko zrobił wyłom, ale również ścianę całą obsunął, tak że do wyłomu musieliśmy po drabinie (z góry już przygotowanej) wchodzić, wchodziliśmy sznureczkiem. Niemcy byli zaszokowani tym wybuchem. Wpadliśmy od oficyny, oficyna zaczęła się palić. Walczyliśmy, często dochodziło do walki wręcz, w kłębach dymu. Krztusiliśmy się. Niemcy w takich samych warunkach walczyli, więc myśmy wołali: Hans! Komm zu mir! Jak podbiegał, to myśmy serią go kosili. Ale okazało się, że myśmy do przodu się posuwali po tych wszystkich zakamarkach, korytarzach, pokojach, ale z drugiej strony „Zawada” ze swoim plutonem, który miał od strony ulicy Bagno zrobić wyłom i nacierać, nie naciera. Po jakiejś chwili, trudno mi powiedzieć, po ilu minutach, może po pół godzinie walki, Niemcy powstrzymali nasze parcie do przodu i zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy w bardzo tragicznej sytuacji. Przecież naprzeciwko są Niemcy, a z tyłu szalejący ogień, pożar oficyny. Sfajczymy się. Powiedzieliśmy kapitanowi „Kmicie”, który był razem z nami: „Panie kapitanie, my chyba stąd nie ujdziemy”. Ale „Jotes”, kapitan saperów, który był, mówi: „Może uda się zrobić wyłom na ulicę Bagno”. Ta lokalizacja [wtedy] była zupełnie inna. Razem z nami była minerka, osiemnastoletnia dziewczyna (ona żyje) pseudonim „Bomba”, a nazwisko chyba Wysiatecka, mówi: „Panie kapitanie, mam plastik, ale tylko półtora centymetra lontu”. Lont się pali jeden centymetr na sekundę, wobec tego półtorej sekundy było czasu po zapaleniu lontu na odskok. „Jotes” do nas [mówi]: „Chłopaki, pod ściany!”. Faktycznie myśmy się pochowali za jakimiś załomami, on podpalił, huk! Nie zdążył skoczyć, wybuch poniewierał nim dosyć mocno, ogłuchł, ale przeżył. Wyłom jest zrobiony. Patrzymy – słońce i życie. „Pasta” została zdobyta. Moc broni znowu myśmy zdobyli. I znowu taki obrazek – jak w okolicy poszła wiadomość, że już nasi są w Paście, wyległa ludność, olbrzymia masa ludzi, cała ulica Dzielna była zatłoczona, jakby witała papieża dosłownie. Wyprowadzamy jeńców. Ryk ludności cywilnej: „Wreszcie ci Niemcy znienawidzeni!” Załoga składała się z oddziałów SS. Nasza żandarmeria musiała trochę uspokoić ludność, odgonić od jeńców. A myśmy po zakamarkach Pasty wpadali i wynosili broń. Wyglądaliśmy jak choinki obwieszeni granatami, karabinami, pistoletami maszynowymi, taśmami. Każdy brał, ile mógł.”
Z piwnic wyprowadzono 115 jeńców w tym 7 oficerów oraz 6 rannych żołnierzy. Poległo lub zmarło 56 osób.
Łącznie straty powstańcze wyniosły: poległych 58 osób, rannych 65.
Uwolniono przetrzymywanych zakładników - grupę 14 osób, cztery kobiety i dziesięciu mężczyzn polskich pracowników technicznych PAST-y, których wybuch Powstania zastał w pracy. Ostatecznie walki o budynek PAST-y, zakończyły się w godzinach popołudniowych 20 sierpnia.
W walkach wziął udział Marian Kozielewski, ostatni przedwojenny komendant policji miasta stołecznego Warszawy. W godzinie W bez przydziału zgłosił się na ochotnika do służby jako sanitariusz. W czasie walk o PAST-ę, został dwukrotnie postrzelony przez niemieckiego snajpera, kiedy wynosił spod ostrzału rannego powstańca.
Płonące budynki PAST-y przy ulicy Zielnej 37/39,
Autor: Eugeniusz Lokajski „Brok”
Źródło: Muzeum Powstania Warszawskiego, MPW_IN/604-p
Grupa powstańców z batalionu "Kiliński" przed budynkami PAST-y przy ulicy Zielnej 37/39.
Eugeniusz Lokajski „Brok”
Źródło: Muzeum Powstania Warszawskiego, MPW_IN/622-p
Kapitan Bolesław Kontrym „Żmudzin”
Źródło: BEH-MP KGP
Inspektor Marian Kozielewski
Źródło: Domena publiczna
Zdobycie komendy policji oraz kościoła św. Krzyża 23 sierpnia 1944
Komenda miejska policji granatowej znajdowała się w siedzibie przedwojennej komendy stołecznej policji państwowej, w Kamienicy Misjonarzy, przy ul. Krakowskie Przedmieście 1 sąsiadując z jednej strony z kościołem św. Krzyża, z drugiej, z ruinami budynków przedwojennego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych przy ulicy Nowy Świat 69 oraz Komendy Głównej Policji przy ulicy Nowy Świat 67.
Komenda policji miała zostać zajęta 1 sierpnia 1944, przez 3 kompanię dowodzoną przez por. Jana Piotrowskiego „Lewara”, ze zgrupowania „Krybar” Armii Krajowej. Zgrupowaniem dowodził mjr. Cyprian Odorkiewicz ,,Krybar”.
Atak został odwołany z powodu niedostatecznych sił. W tym czasie bezskutecznie atakowano teren Uniwersytetu,
Do sprawy ponownego ataku te dwa cele powrócono w drugiej połowie sierpnia.
Gromadzono broń oraz amunicję. Wsparciem ataku miały być dwa wozy pancerne. Jeden wykonany siłami powstańców samochód pancerny „Kubuś” oraz zdobyty 15 sierpnia niemiecki półgąsienicowy transporter opancerzony Sdkfz 251/1 Ausf. D. Wozy zostały przygotowane do szturmu, obsadzone odpowiednio wyszkolonymi załogami.
23 sierpnia o 4 rano oddziały powstańcze wsparte pojazdami pancernymi, „Szarym Wilkiem” oraz „Kubusiem” zaatakowały bramę Uniwersytetu oraz w dwa inne punkty w niemieckiej obrony. Niestety ataki się nie powiodły. Poniesiono znaczne straty.
W tym czasie powstańcy rozpoczęli natarcie na pozycje niemieckie ulokowane w kościele św. Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu, w budynkach komendy policji granatowej oraz w ruinach budynków przedwojennego MSW i Komendy Głównej Policji Państwowej, zwanymi popularnie Kamienicami Andrzeja Zamoyskiego, przy ul. Nowy Świat 67 oraz 69.
Komenda policji mieściła się w kamienicy Misjonarzy. Budynek miał kształt litery „L”, od frontu do kościoła św. Krzyża. Dwupiętrowa oficyna oraz drewniane garaże zamykały dziedziniec od strony ul. Świętokrzyskiej. W skład niemieckich pozycji obok kościoła i komendy wchodziły jeszcze dwa obiekty: poprzeczny budynek ulokowany między kościołem a ruinami gimnazjum św. Stanisława Kostki, popularnie zwany „księżówką”; oraz wartownia w dawnym komisariacie przemysłowym, nazywana przez Niemców Mittelswache. Od zachodu, od polskich placówek przy ulicy Czackiego, zwarty kompleks komendy oddzielony był przez szeroki pas odkrytej przestrzeni. Do wojny znajdowały się tu budynki Pałacyków Branickich większego i mniejszego. Zniszczone we wrześniu 1939 r. zostały rozebrane przez Niemców. Powstała otwarta przestrzeń wykorzystywana była jako parking. W razie ataku mógła zostać błyskawicznie pokryta krzyżowym ogniem broni maszynowej. Dostępu do kościoła, dodatkowo bronił ceglany mur, a do komendy i Mittelswache – wysoki parkan. „Księżówka” od strony zachodniej chronił wybudowany przez Niemców bunkier z karabinem maszynowym. Drugi bunkier znajdował się na przedpolu komendy. Kamienice Zamoyskiego zostały 4 sierpnia spalone przez Niemców. Odtąd stanowiły „ziemię niczyją”.
Natarcie rozpoczęło się 4.00. Ostrzelano z broni maszynowej i ręcznej budynek komendy policji z domów przy ulicy Czackiego. Następnie przeprowadzono pozorowane natarcie. Grupa szturmowa porucznika Jana Piotrowskiego „Lewara” gwałtownie wdarła się do kościoła św. Krzyża, zaskakując kompletnie Niemców. Po krótkiej walce opanowano kościół. Dzięki wskazówkom księży, powstańcy przeszli do podziemi i przeczołgali się pod długim rzędem kaloryferów, dzięki czemu znaleźli się w przedsionku tzw. „Księżówki”, po raz kolejny zaskakując wroga.
W tym samym czasie inna grupa zajęła oficynę komendy policji. Niemcy, broniący się w budynku głównym komendy, w posterunku wewnętrznym, tzw. Mittelwache, zostali odcięci. Walki wewnątrz były bezpardonowe. Momentami walczono wręcz.
Przebicia w murach budynków w czasie szturmu wykonywał dwuosobowy kobiecy patrol minerski.
O godz. 13 budynek komendy policji był już w rękach powstańców. W walce poległo 32 Niemców, 80 dostało się do niewoli. Uwolniono 80 polskich policjantów granatowych przetrzymywanych w charakterze zakładników. Wśród nich był komendant policji granatowej podinsp. Franciszek Przymusiński.
Z podziemi kościoła uwolniono kilkudziesięciu cywili, w tym jedenastu księży. Zginęło 14 powstańców, rannych zostało około 20. Zdobyto duże ilości broni i amunicji. Na podwórku komendy stało kilka samochodów. Znaleziono też setki odbiorników radiowych odebranych warszawiakom w czasie okupacji.
Jan Podhorski, „Zygzak”, podporucznik w oddziale NSZ „Bogumił”.
„Atak zaczął się o czwartej przed świtem i [trwał] w sumie z cztery, pięć godzin. Nasz oddział działał po prawej stronie od Świętokrzyskiej, atakując komendę policji. Uwolniliśmy policjantów: uwolnienie policjantów to między innymi nasze dzieło. Zresztą uwidocznieni jesteśmy na trzeciej kronice z Powstania Warszawskiego, akurat wycinek, gdy nasza sanitariuszka (wspomniana przeze mnie bratanica generała Włada) idzie obok niesionego jeńca, rannego Niemca, wynoszonego przez podwórzec Ministerstwa Spraw Wewnętrznych – tego, gdzie niestety w pierwszym ataku (5 sierpnia) na dziesięciu, jedenastu atakujących ośmiu zostało zabitych.”
Zdzisław Sobociński, „Wojciech” strzelec w batalionie „Gustaw–Harnaś” wspomina.
„Najwięcej skupiliśmy się na Grzybowskiej, Żelaznej, a później na zdobywaniu kościoła. Najpierw zdobywaliśmy komendę żandarmerii niemieckiej na Krakowskim Przedmieściu 1, a później kościół Świętego Krzyża.
Jak pan wspomina walki o kościół Świętego Krzyża?
Dość gwałtowne były. Po pierwsze od ulicy Traugutta został wysadzony mur. Dzisiaj nie ma tego muru, Ministerstwo Finansów chyba tam jest. Mój dowódca, Ryszard Stanisław Wysoki, został ranny, wychylając się, oko stracił. Myśmy później zajęli proboszczówkę. Na proboszczówce była sala dla księży czy dla dzieci, chyba były jakieś wykłady, bo była z ławkami szkolnymi. My te ławki przystawiliśmy do okien i mieliśmy wgląd na komendę żandarmerii niemieckiej. Niemcy po wymianie ognia poddali się, prawie wszyscy wyszli. Później było zdobycie kościoła. W kościele miałem zdarzenie. Jak się wchodzi do kościoła Świętego Krzyża, jest główne wejście i dwa boczne. Po prawej stronie bocznego wejścia była barykada i na posterunku miałem tak zwaną wymianę między Uniwersytetem Warszawskim. To dość blisko i myśmy strzelali. Miałem pojedynek z wyborowym strzelcem niemieckim. Na czym to polegało? On na pierwszym piętrze na Uniwersytecie Warszawskim (musiał być doświadczony i starszy żołnierz) miał lusterko, w które patrzył (nie bezpośrednio). Jak zauważył, że ktoś z nas się wychyla, to strzelał. Nie udawało mu się, ale w pewnym momencie dostałem od niego. Miałem hełm strażacki (bo nie było tych niemieckich) dla ochrony. Wiadomo, że jak się jest w kościele, to tynk odpadał, jakieś rozwalone figurki święte. To chroniło więcej od tego niż od pocisków. Taką wymianę z nim miałem dość długo. Parę godzin myśmy tak do siebie strzelali i mnie trafił w hełm. Uczucie było straszne. Człowiek dopiero się przekonał, jaka wielka jest siła pocisku. Rzuciło mnie na ziemię, wiadomo. A że to strażacki hełm, to nie był pancerny czy mocny, stalowy. Przebił mi go. Zawsze radzili doświadczeni koledzy: „Nie noś tego hełmu bez czapki, miej jakąś furażerkę – miałem furażerkę – bo ci będą włosy odchodzić, będziesz się pocił”. To mnie uratowało, bo przebił mi hełm, furażerkę, głowy nie ruszył. Przewróciłem się, to potężne uderzenie. Przez parę dni czułem drętwą skórę na głowie.
Później przez kościół i przez wypaloną część Traugutta (nie wiem, czy dzisiaj ten budynek przylega do kościoła), po gruzach (to znaczy było wypalone, ale jeszcze sufity były) poszedłem ze swoim dowódcą, Wojsem. Poszliśmy na wprost uniwersytetu, gdzie był ten strzelec. Nie spodziewał się, że w spalonym budynku można jeszcze chodzić po piętrach. Zobaczyliśmy tego Niemca, który polował z lusterkiem, uważał, że jest niewidoczny. Dowódca zabrał ode mnie karabin, mówi: „Daj”. Zabił go. Dość tragicznie to wyglądało, bo on się nie spodziewał, prawie wychylony był, oglądał kościół Świętego Krzyża. Na miejscu, paskudnie, zastrzelił go. Taki był wypadek.
On się znajdował na piętrze budynków uniwersyteckich?
Pierwsze okno w budynku na Krakowskim [Przedmieściu]. On był cały, nie był spalony, normalny budynek, do dzisiejszego dnia stoi. Po zdobyciu budynku żandarmerii nie było walk, byliśmy w pałacu Staszica. Mieliśmy wgląd na całe Krakowskie [Przedmieście], z tym że nie było możliwości tak daleko sięgać. Niemcy na uniwersytecie mieli bunkier. Przy wejściu do głównej bramy był bunkier niemiecki, betonowy. Mieli większy zasięg z tego bunkra niż my. Pałac Staszica nie był zdobywany, bo „Krybar”, czyli oddziały z Powiśla, przyszły, ale później zostały odparte.”
To tylko część historii walki funkcjonariuszy w stolicy. Wystawa wraz z dołączonym tekstem na stronie internetowej Historia i Tradycja nie wyczerpują w pełni tematu. Są przyczynkiem do dyskusji i dalszych badań.
Pożar kościoła św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu 1. Ujęcie z dachu oficyny kamienicy przy ul. Czackiego 10.
Autor: Joachim Joachimczyk „Joachim”
Źródło: Muzeum Powstania Warszawskiego,
MPW-IN/10173
Powstańcy na dziedzińcu komendy policji, na tyłach kościoła św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu 1.
Autor: Joachim Joachimczyk „Joachim”
Źródło: Muzeum Powstania Warszawskiego,
MPW_IN-10328
Jeniec eskortowany przez powstańców po zajęciu z komendy, na dziedzińcu spalonego gmachu MSW
Autor: Sylwester Braun ps. Kris
Źródło: Muzeum Warszawy
AN 49679
Witold Kieżun „Wypad” po zdobyciu komendy policji. W tle jeden z uwolnionych polskich policjantów.
Źródło: Domena publiczna
Policjanci granatowi uwolnieni po ataku powstańców na komendę przy Krakowskim Przedmieściu, przesłuchiwani na komisariacie PKB przy uli. Szpitalnej 7.
Autor: Joachim Joachimczyk „Joachim”
Źródło: Muzeum Powstania Warszawskiego,
MPW_IN-10251
Opracował: Karol Karasiewicz, Paweł Ostaszewski,
Zródła: Izabella Maliszewska, „Śródmieście północne. Termopile Warszawy”, Fundacja „Warszawa walczy”; opracowania Muzeum Powstania Warszawskiego; Wielka Encyklopedia Powstania Warszawskiego