Z teki kryminalisty. Papierowa torebka cz. 1
Wicher wył przeraźliwie. Jakgdyby dla nabrania tchu krył się w ciemnościach październikowego wieczora za plaskiem pagórkami, czerniejącemi z drugij strony szerokiego pasą świeżo zoranej roli. Z piekielnym skowytem rzucał się na wysokie drzewa przydrożne, szarpiąc z wściekłością ich nagie konary, a następnie olbrzymierni skokami przenosił się do pobliskiego ogrodu, otaczał stojący tam samotnie dom niewidzialnemi ramionami, powodując trwożny chybot okiennic i szyb. Czepiając się drżących rynien, z błyskawiczną szybkością przerzucał się na dach, szarpał jego wiązaniami i dachówkami, poczem cofał się zcicha poto, aby atak za chwilę powtórzyć ze wzmożoną siłą.
Dodano: 27.12.2021